Miało być nieregularnie i słowa dotrzymałem. Ostatni (i jednocześnie pierwszy) wpis z cyklu KLASYCZNIE pojawił się pod koniec listopada ubiegłego roku. Pomysłów na kolejne miałem kilka, ale pojawił się problem z dostępnością wybranych piw, także siła wyższa. Salvatora jednak szukać nie musiałem, bo stał sobie spokojnie w mojej piwniczce i jest to już nieco przeleżakowana butla, co powinno wyjść zawartości na dobre. Zacznę jednak od twórców.
Paulaner Brauerei
A właściwie Paulaner Brauerei GmbH & Co. KG, bo tak fachowo to się teraz zwie. Jeden z najpopularniejszych niemieckich browarów, którego korzenie sięgają XVII wieku. Choć główna siedziba znajduje się w Monachium, jest mocno związany z bawarską wioską Au znajdującą się niedaleko miasta. W 1627 roku braciszkowie z zakonu Świętego Pawła Pierwszego Pustelnika założyli tam klasztor. Dodam w tym miejscu, że zakonników nazywa się potocznie paulinami, co automatycznie wyjaśnia pochodzenie nazwy browaru.
Braciszkowie w 1633 otrzymali prawne pozwolenie na warzenie własnego piwa, a rok później otworzyli browar. 1634 to właśnie data uznawana za początek Paulanera. Swoich wyrobów jednak nie sprzedawali jeszcze długo i warzyli na swoje potrzeby. Dla paulinów piwo stanowiło uzupełnienie ścisłej wielkopostnej diety, a więc podobnie jak w przypadku belgijskich trapistów. Dopiero od 1751 roku paulini mieli pozwolenie, by raz w roku częstować u siebie miejscową ludność swoim tajemniczym, mocarnym piwem - 2 kwietnia, w Dzień Świętego Franciszka z Paoli. Trunek zyskał ogromną popularność i w 1780 roku można już było legalnie go sprzedawać.
Nie trwało to szczególnie długo, bo już w 1799 roku zakonnicy zostali zmuszeni do opuszczenia klasztoru z powodu zyskującego na sile ruchu antyklerykalnego. W efekcie browar stał się słabo prosperującym przedsiębiorstwem państwowym. Zawalczył o niego Franz Xavier Zacherl, który uzyskał pełne prawa do browaru w 1813 roku.
Od tamtej pory marka przechodziła kilkukrotnie z rąk do rąk, ale można powiedzieć, że praktycznie tylko zyskiwała na sile. Największy wzrost można odnotować w XX wieku, kiedy to w związku założeniem spółek z innymi bawarskimi browarami, na Paulanera w latach 1925-1928 składało się już pięć browarów.
II wojna światowa naturalnie odbiła się na działalności przedsiębiorstwa, które w wyniku bombardowania straciło 70% posiadanych obiektów, a jego produkcja siłą rzeczy spadła do 109 tysięcy hektolitrów piwa rocznie. Po wojnie podjęto decyzję o odbudowie, co nastąpiło w latach 1951-1967. Produkcja skoczyła do poziomu 730 tys. hektolitrów, a już w 1971 roku sięgnęła miliona hektolitrów.
Kolejnym przełomowym etapem w dziejach browaru był początek lat 90-tych, kiedy to po upadku Muru Berlińskiego otworzyły się przed nim nowe możliwości rozwoju. W 1990 roku na wschodni rynek sprzedano 177 tys. hektolitrów różnego piwa, otwarto 11 punktów dystrybucji, a także otwarto browar w Lipsku. Agresywna strategia okazała się błędem, a firma przez kolejne 5 lat przynosiła straty, które udało się naprawić serią zmian organizacyjnych.
Druga połowa lat 90-tych to już właściwie pasmo sukcesów. Do molocha wciągnięto kolejne niemieckie marki i browary, a Paulaner Weissbier został drugim najlepiej sprzedającym się piwem w kraju. Wyprzedził go wówczas jedynie Erdinger. Sam browar wszedł natomiast do pierwszej dychy największych i najpopularniejszych niemieckich producentów piwa i do dziś utrzymuje się w tym zestawieniu.
Obecnie marka Paulaner należy do spółki akcyjnej Brau Holding International AG.
Więcej informacji:
Paulaner Salvator
Tajemniczym postnym piwem, o którym wspominałem wyżej, był oczywiście Salvator - koźlak dubeltowy, chleb w płynie i trunek, który zapoczątkował tę historię. Znany również jako Starkbier - piwo mocne. Browar zarzeka się, że proces jego powstawania nie zmienił się przez kilkaset istnienia lat.
W opakowaniu najbardziej podoba mi się kapsel - jest prześliczny. Nawet nie pamiętam, czy Weizen ma taki sam. Etykieta i krawatka to średniej jakości, prosty papier. Graficznie stoi to jednak na wysokim poziomie i jest tu taki przyjemny, drewniany efekt, jakby całość namalowano na starej bramie czy coś. Na butelce dziwne białe paski niewiadomego pochodzenia. O informacjach na kontrze za wiele nie napiszę, bo jest to bodajże po francusku.
Ślicznie to wygląda w snifterze. Piana ma apetyczną, kremową barwę i rozmiar na jeden palec. Całkiem dzielnie się trzyma na tafli. Piwko z kolei jest bursztynowe i przejrzyste.
Salvator swoim aromatem zdecydowanie rozbudza apetyt. Jest tu bardzo słodko i równie intensywnie. Pajda chlebka grubo posmarowanego miodem wielokwiatowym, rodzynki, suszone śliwki. Miód i owoce od razu przypominają mi o wyrobach APISu. Raczej nic się tu nie zmienia z czasem, ale ta moc i słodycz zapowiadają klasowy winter warmer. Jestem na tak.
Jeśli kilkaset lat temu smakowało to podobnie, to faktycznie można było się tym piwkiem najeść. Jest tu raczej półsłodko, nie tak bardzo jak w zapachu - na pewno nie jest to ulepek. Nie jest tu też miodowo, a skojarzenie idą bardziej w stronę wypieków i ciemnych, suszonych owoców. Czuć i lekko kwaskową nutę, która przywodzi na myśl świeżą śliwkę. Jest tu przyjemna pełnia i fajne ciało. Bąbelki na średnim poziomie - troszkę ich za dużo moim zdaniem.
Przy przełykaniu odzywa się nawet skromna, chmielowa goryczka, co nie jest znowu tak oczywistym zjawiskiem w koźlakach - zwłaszcza dojrzałych. Na finiszu znika słodycz i zastępuje ją skórka od chleba, cierpkość skórek owocowych i trochę ziół, jakby sypnięto tu szczyptę majeranku czy coś. Przyjemne to, zbalansowane i szlachetnie rozgrzewające, pije się z uśmiechem na twarzy.
Czy jest to Doppelbock, który zmieni moje życie? No nie. Jak na masówkę prezentuje jednak zacny poziom i można po niego sięgnąć. Teoretycznie jest to piwo łatwo dostępne w świecie, ale Grupa Żywiec, która dystrybuuje Paulanera w Polsce, chyba nie do końca dba o dostępność Salvatora. Ja spotkałem się z nim w sklepie tylko raz i moje egzemplarze sprowadził Zofmar BIS.
Ocena: 7/10
Styl: Doppelbock
Ekstrakt: 18,3% wag.
Alkohol: 7,9% obj.
Najlepiej spożyć przed: 10.2016
no fajny wpis
OdpowiedzUsuń