wtorek, 15 marca 2016

[Mikkeller] Milk Stout - Recenzja piwa

Uwarzone w: De Proef Brouwerij (Belgia) 
Styl: Milk Stout 
Ekstrakt: ?
Alkohol: 6,0% obj. 
Skład: woda, słód jęczmienny, owies, chmiel, laktoza, drożdże 
Data ważności: 24.09.2018


Ostatnio wypadły mi urodziny i oto jeden z prezentów. Mlecznych stoutów nigdy za wiele, a tym bardziej mlecznych stoutów od tak zacnego browaru jak Mikkeller. Duńczycy wystartowali 10 lat temu i są pewnego rodzaju fenomenem, gdyż pomimo tak rozpoznawalnej marki i tylu znakomitych piw, do dziś bawią się w warzenie kontraktowe. Co więcej, chyba nawet nie planują założenia browaru stacjonarnego. Można? Zdążyłem posmakować ich dwóch wyrobów, które zrecenzowałem kiedyś na fanpejdżu. Cream Ale wypadło przyzwoicie, ale to Porter zrobił wrażenie i wrył mi się w pamięć. Co do dzisiejszego bohatera również mam spore oczekiwania, choć przyznaję, że w stylu zakochałem się dzięki polskim browarom.

Etykieta to oczywiście dzieło Keitha Shore'a i jak zwykle trafia w moje gusta. Ta stylówa nie przemówi do wszystkich, ale ja cenię browar za konsekwencję. Przyjemnie ciepła kolorystyka, która w tym przypadku bardzo pasuje do piwa. Kontra to niesprecyzowany skład oraz podstawowe informacje, niekoniecznie o piwie. Nie ma tu morskich opowieści ani nawet prostego przedstawienia stylu, jednak to nie nowość u Duńczyków. Papier trochę się fałduje po wyciągnięciu z lodówki, aczkolwiek z drugiej strony do tych grafik pasuje taki tańszy materiał i nie mam tu nic złego na myśli. Jedyne co mnie drażni, to brak firmowego kapsla i mała flaszka, bo reszta cieszy oczy.

Trzeba przyznać, że sam trunek też się wyróżnia wyglądem. Piana beżowa i obfita, nawet w tak szerokim szkle, jak festiwalowy kielich z Beergoszczy. Zwarta, gęsta, zbudowana z drobnych oczek przeplatanych gdzieniegdzie średnimi. Solidna trwałość i apetyczne koronkowanie, pozostaje do końca w postaci pełnego kocyka. Piwo ciemnobrunatne, niemal czarne i w praktyce nieprzejrzyste. Zgrabnie.

Pachnie to to słodko i ciemno. Dominuje kawa zbożowa z dużą porcją mleczka i to jest dla mnie zawsze znak rozpoznawczy w tym stylu. Dalej kawa ziarnista, trochę popiołu, czekolada i ta owocowość, która rzuciła mi się w nozdrza w Gabinecie Iluzji. Może to chmiel, bo piwo wydaje się świeże. A może estry? Z czasem całość trochę traci na charakterze, niemniej jednak chce się to wąchać. Bardzo dobrze.

Piwko jest wyraziste w smaku, słodkie, gładkie. Nie aż tak aksamitne, jak być powinno, bo średnie nagazowanie nieco przeszkadza, ale oczywiście łatwo temu zaradzić. Pierwsze skrzypce to tym razem mleczna czekolada i karmelki, a uzupełnia to taka okiełznana stoutowa paloność. Wyczuwalny jest też raczej niespodziewany tu akcent, jakby ziołowy, a może i tytoniowy, ale ciekawie wzbogaca całość. Goryczka niska, chmielowa, właściwie przemyka niezauważona i przechodzi w wyraźny, długi finisz z dominacją posłodzonej zbożówki z mlekiem. Może dodałbym trochę więcej ciała, jeśli już mam się czegoś czepiać. Ogólnie jednak wchodzi lekko i trudno powstrzymać się przed oblizywaniem ust, a wówczas da się jeszcze na nich wyłapać wyraźny akcent słodkiej, czarnej kawy. Mmm.

Jest ciekawie, a spodziewałem się bardziej klasycznego milk stouta. Przez te owoce, zioła i tytoń trudno mi go porównywać z innymi reprezentantami, choć jednocześnie jest to piwo jak najbardziej stylowe i nie mam wątpliwości z czym mam do czynienia. Przede wszystkim jednak jest smacznie i pijalnie, a tego chyba należy oczekiwać w pierwszej kolejności. Dobra robota.

Ocena: 8/10 

Podobne teksty: 
[Kraftwerk/Piwoteka] Double Trouble - Recenzja piwa 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz