Jako że w paczce od świętego Mikołaja znalazłem dwie beczkowe wersje Łodzi i Młynu, postanowiłem dorzucić do tego flaszkę skitraną do piwnicy krótko po premierze podstawowej wersji piwa. Warto zaznaczyć na wstępie, że do beczek powędrowała inna, świeższa warka, której akurat nie mam w czystej postaci, a pewnie czymś tam się różni. Reckę piwniczniaka traktujcie zatem jako luźny bonus, choć pewnie część z Was zainteresuje jak to piwo smakuje po roku.
Krótko o tym ciekawym trunku. Łódź i Młyn to Imperial Stout uwarzony przez łódzką Piwotekę i cenionego na całym świecie warzyciela mocarzy, czyli holenderskiego de Molena. Wyróżnia się z pewnością grubymi parametrami, ale także swojskim dodatkiem w postaci jarzębiny. Trunek zrodził się i dojrzał w Bodegraven i następnie trafił do Polski. Premiera odbyła dobry rok temu.
Chyba wciąż jest to najgłośniejsza z dotychczasowych kooperacji rodzimego rzemieślnika z zagranicą. Co prawda mieliśmy niedawno pigwowe lambici, ale pewnie sami wciąż odczuwacie pewien niedosyt po tym eksperymencie.
Trzy RISy w jeden wieczór to oczywiście pewna rozpusta z mojej strony. O moją percepcję i ewentualne zgony jednak się nie martwcie, bo mam przy sobie pomocnika.
Łódź i Młyn
Sherry Barrel Aged
Nie jest to czarne piwo, a raczej ciemnobrunatne. Wydaje się klarowne i w tym szkiełku jest miejscami stosunkowo przejrzyste. Piana beżowa, nieco popękana, ale stabilizująca się na dosyć długo przy powierzchni. Jest i eleganckie koronkowanie.
Bardzo ciekawy i szlachetny aromat. Mam skojarzenia ze słodkim czerwonym winem, choć towarzyszy mu też jarzębina. Jest wanilia i drewno. Naprawdę ślicznie, jestem pod wrażeniem. RISowa podstawa wydaje się przykryta i jeśli miałbym coś z tego wskazać, to kakao czy praliny, natomiast jest to zdecydowanie drugi plan. Całościowo jednak bukiet jest zajebisty, intrygujący i szlachetny, a przy tym nie słabnie ani na sekundę.
Bardzo puszysty, gładki i przyjemny w odczuciu RIS. Czuć ciało, napracowanie i satysfakcję. Jest pełny w smaku, ale przy tym trzyma słodycz na rozsądnym poziomie. Na wstępie dużo drewna, dobrej jakościowo czekolady i akcentów owocowych - znów zarówno winnych, jak i jarzębinowych.
Goryczka średnia, nie wybijająca się jakoś szczególnie, jednak zdecydowanie wystarczająca. Wychodzi w niej co prawda alkohol, natomiast nie jest moim zdaniem ordynarny. Wręcz nazwałbym go szlachetnym. Zresztą zapominam o nim po sekundzie, bo finisz to po prostu bajka - drewniany, waniliowy, częstujący z lewa i z prawa ciemnymi, suszonymi owocami. Delikatnie wychodzi też tutaj czarna kawa.
Względnie przystępny i naprawdę elegancki RIS. Wyraźne owoce, a przy tym stonowana goryczka i akcenty palone. Jest po prostu przyjemniutki, ułożony i przemyślany, moim zdaniem zasmakuje każdemu. Tak wyraźne owoce z beczki też nie są codziennością, co oczywiście wyróżnia to piwo. Brać bez zastanowienia.
Ocena: 8,5/10
Łódź i Młyn
Bowmore Barrel Aged
Aromat też tutaj nie zawodzi. Jest równie wyrazisty, a jednocześnie zupełnie odmienny. Na pierwszym planie wskazałbym torf, wiekową dębinę i miód. Wydaje mi się też delikatnie dymny, podwędzany, choć trudno to wyjaśnić. Po chwili wychodzi znany już z poprzedniego egzemplarza owocowy akcent jarzębin, który naprawdę dobrze czuje się w tym towarzystwie. Piękny, intrygujący bukiet.
Ciało oczywiście równie przyjemne jak w poprzedniku, a więc puszyście i ciężko. Smak, podobnie jak aromat, to już inna para kaloszy. Całość jakby mniej słodka, bez tego wyraźnie owocowego sznytu. Beczka mniej waniliowa a bardziej... beczkowa, drewniana po prostu. Jest torfowo, popiołowo i czekoladowo. Czuć tu podstawę z dobrego RISa.
Goryczka dosyć wyraźna, mocniejsza niż w wersji Sherry, natomiast finisz jakby słodszy. Ciekawostka. Piwo wydaje się też najbardziej alkoholowe z tej trójcy, jednak jest to jednocześnie alkohol szlachetny, kojarzący się właśnie z odparowującą retronosowo whisky. Ta łycha odcisnęła na finiszu swoje piętno i znajduję tu zarówno miodność i asfalt, jak i przyjemne RISowe kakao.
Najmniej jarzębinowe z zestawu. W smaku dodatek właściwie nie istnieje. Myślę, że Bowmore jest też najbardziej wymagające, specyficzne i kontemplacyjne. Wybitnie degustacyjne. Jeśli lubicie łychę w piwie, to zdecydowanie warto sięgnąć, bo ten charakterystyczny sznyt jest tu bardzo silny.
Ocena: 8/10
Łódź i Młyn
Warka I leżakowana przez rok
Pierwsze co uderza w aromacie to owocowość, której nie do końca tu oczekiwałem w tym stężeniu, a okazała się naprawdę przyjemna. Podejrzewam, że jest to po prostu ta jarzębina, choć może i jakieś pozostałości Zeusa? Naprawdę świeżo i soczyście, z nienachalną kakaowo-popiołową podbudową.
Jeśli chodzi o ogólną gęstość, to nie do końca czuć tu te blisko 30 Blg. Owszem, jest ciężko, ale chyba nie bardziej niż w dobrym porterze bałtyckim. W porównaniu z poprzednikami piwo jest po prostu trochę cieńsze. Intensywność smaku to już jednak inna bajka - tu jest moc i wyrazistość, naprawdę konkretne doznania.
Piwo jest bardzo fajnie wyważone i tak naprawdę trudno tu wskazać co rządzi na pierwszym planie. Jest gorzka czekolada i praliny, jest kakao, jest i przyjemna, rześka, minimalnie cierpka jarzębina. Nie nazwałbym tego piwka słodkim, nie polecam dzieciom. Ma konkretną paloną goryczkę, której często tak bardzo brakuje rodzimym RISom.
Na pożegnanie wyraźny i gorzkawy aftertaste. Popiołowo, kawowo i czarno. Właściwie znika już tutaj jarzębina. Nie jest on wykrzywiający, zniósłbym tutaj ciut mocniejsze pierdyknięcie, ale zostawia przyjemnie niemiłe wspomnienie. No bez wątpienia jest to RIS.
Paradoks jest taki, że mimo swojego wieku nie jest to najlepiej ułożony egzemplarz w tym zestawie. Przegrywa pod tym względem z Sherry, choć nie można też narzekać tu na ordynarny spiryt. Piwo gotowe do spożycia. Fajne, choć czuć tu, że piwo bazowe było nieco mniej udane niż w przypadku drugiej warki.
Ocena: 7/10
Wszystkie piwa kompletnie się różnią, co jest oczywiście plusem. Podstawka z pierwszej warki dosyć wyraźnie odstaje od beczek, zwłaszcza w takim bezpośrednim porównaniu, więc dajmy jej spokój. Smakowała, jest dobra i nieźle ułożona, ale dam sobie rękę uciąć, że ten świeższy bezbek jest jeszcze lepszy.
Co do wersji BA, to zastanawiałem się dosyć długo, która jest tą lepsiejszą i jak widać padło ostatecznie na Sherry. Owoce i wino w RISie wydały mi się ciekawsze, a całość oczarowała względną przystępnością. W życiu natomiast też generalnie wolę wino niż łychę i siłą rzeczy miało to pewnie swój wpływ na oceny. Dodam, że zarówno Sherry i Bowmore znakomicie oddają charaktery swoich beczek i pod tym względem są naprawdę imponującą przegryzione dechą.
Bardzo udana kooperacja, którą fajnie byłoby jeszcze w jakiś sposób pociągnąć. Brawo Piwoteka, brawo de Molen.
Brouwerij de Molen & Browar Piwoteka
Styl: Russian Imperial Stout z jarzębiną
Ekstrakt: 29,7% wag.
Alkohol: 13,8% obj.
Składniki: woda; słody jęczmienne (belgijski pils, monachijski, Mild, karmelowy 120, czekoladowy, zakwaszający), płatki owsiane, słód pszeniczny, palony jęczmień; jarzębina; chmiel Zeus; drożdże Danstar Nottingham
niepasteryzowane
nie znam lepszego piwka
OdpowiedzUsuń