Pierwszy RIS od prawdopodobnie najlepszego obecnie młodego browaru? Nie wypada nie spróbować. Going Dark pojawiło się jednocześnie w aż czterech wersjach - podstawowej i po różnych beczkach. Jako że odwiedziłem sklepik kilka godzin po dostawie, czekała już na mnie tylko ta pierwsza. Piwka schodzą jak kiełbasa w majówkę.
Zaciekawiła mnie ta intrygująca nazwa i okazuje się, że jest to termin określający tymczasowe odcięcie się od mediów społecznościowych, jak i ludzi ogólnie. Z reguły w celu zwiększenia swojej produktywności. Studenciaki najlepiej rozumieją, o co chodzi.
Pisałem już kiedyś, że bardzo podobają mi się etykiety Rockmilla i ta nie jest wyjątkiem. Symetryczna grafika w niespotykanym i odjechanym stylu, przyjemne kolorki, dobry papier (u mnie akurat trochę obdrapany) i takie tam. Nie podoba mi się jedynie to tłenti fajw plejto pod stylem. Po co? Warto wziąć przykład z dziadków polskiego rzemiosła, tj. z Pinty, i zapisać to jako Imperial Stout 25,0°. Jak dla mnie lepiej. Poza tym wszystko w przynajmniej dwóch językach (chyba tam ostro kombinują z eksportem), gruba butelka 330 ml i czarny kapsel.
Strumień widoczny w trakcie transportu do szkiełka jest ciemnobrunatny i chyba lekko zamglony. Na piwku tworzy się piana na półtorej palca - beżowa, średnio trwała i przeplatana średnimi oczkami. Trochę niechętnie, ale rozwiesza firanki.
Wyrazisty aromat klasycznego, dobrego RISa. Bardzo wyraźna czekolada, raczej z tych bardziej kakaowo-gorzkawych, co mi oczywiście zawsze pasuje. Można to oczywiście podciągnąć pod te praliny, niech Wam będzie. Wśród tej ciemnej słodyczy udaje mi się wyłuskać dojrzałe wiśnie, ciemne ciasto, a nawet zagadkową wanilię. Nie brak tu z pewnością mocy, a całość zdecydowanie zachęca.
Mniam. Tak, Rockmill zdecydowanie przygotował się do tego sprawdzianu. Piwko jest gładkie i drobno nagazowane, może się też pochwalić całkiem solidnym ciałem. Going Dark zalicza się do RISów oferujących stosunkowo niewiele słodyczy. Owszem, na wejściu wita mnie bardzo fajna deserowa czekolada, karmel i posłodzona zbożówka. Po przełknięciu nie wspomina się tego jednak zbyt długo.
Goryczka jest tu konkretna. Nie zrozumcie mnie źle, bo nie jest to jeszcze agresja i paraliż kubków smakowych, ale stoutowość jest w tym produkcie silna. Tak więc solidna, zaznaczona grubą krechą, palona goryczka przełamuje bezlitośnie początkową słodycz. Długi i wyrazisty aftertaste przynosi z kolei kakao, popiół i czarną, mocną kawę. Jest tu efekt oblepiania i osadzania się po całej jamie gębowej. Na drugim czy trzecim planie da się wyłapać lekką owocowość w typie wiśni.
Wiem, że niektórzy skarżyli się na aldehyd octowy i alkoholowość, natomiast ja nie mogę tego potwierdzić. Piwo jak najbardziej do spożycia. I to z przyjemnością.
Nie wiem co prawda jak wersje beczkowe, ale podstawa to RIS na miarę porządnego młodego browaru. Klasyczny, nieugrzeczniony, ładnie upalony. Wydaje się dobrym materiałem na barelejdża i jeśli jeszcze macie możliwość spróbować tych wersji, to być może również warto się skusić.
Browar Rockmill
Kontraktor: Bytów Browar Kaszubski
Styl: Imperial Stout
Ekstrakt: 25% wag.
Alkohol: 10% obj.
Składniki: woda; słód jęczmienny, płatki owsiane; chmiel; drożdże
Najlepiej spożyć przed: 20.12.2019
niepasteryzowane, niefiltrowane
Piana na "półtora palca" a nie "półtorej palca" ... to tak dla porządku
OdpowiedzUsuń