Mamy w Polszy rzemieślników, którzy tłuką wszystkie style jak leci i z reguły wychodzi im to dobrze. Żeby daleko nie szukać podam tu za przykład Pintę, choć tak naprawdę dotyczy to większości browarów. Nie ma w tym rzecz jasna nic złego, natomiast chciałbym dziś wyrazić uznanie dla tych, którzy znaleźli pomysł na siebie i wywarzyli sobie coś na kształt piwnej specjalizacji.
Oni robią to dobrze
Do tej krótkiej refleksji natchnął mnie zakupiony jakiś czas temu Ribesium Nigrum Arcanum, tj. kwach z porzeczką od browaru Szałpiw. Za jakiś czas zdam relację z konsumpcji, natomiast to przywiązanie Poznaniaków do stylów belgijskich i szeroko pojętych sałerów, a także to w jaki sposób potrafią te piwa przedstawić światu, jest rzeczą niespotykaną i piękną. Już w przypadku kultowego Szczuna widać było, że znają się tam na rzeczy - mało pociągający w naszym kraftowym pierdolniku styl jakim jest Tripel nachmielony nową falą zyskał zupełnie nowy wymiar. A były przecież jeszcze m.in. jedyny w swoim rodzaju Duke of Flanders, pyszniutki Belfegor czy różne Buby - w tym ta najważniejsza. Urzeka mnie otoczka tych piw oraz to, że sympatycznemu duetowi udaje się z tych stylów w pomysłowy sposób wyciągać to, co najlepsze.
Oczywiście takiego Kociambra czy Bambra w ofercie mieć wypada, jednak nie za te piwa pokochaliśmy Szałów. W tym przypadku wyznaczenie sobie pewnych granic i zauważalna eksploracja Belgii okazały się strzałem w dziesiątkę - nikt inny nie robi tego na taką skalę, a browar zyskał grono fanów i własną twarz. Ta twarz moim zdaniem jest przy obecnym stężeniu browarów bardzo potrzebna i dobrze jest kojarzyć producenta z czymś konkretnym. Istotny element budowania marki.
W minionym roku swoją specjalizację wybrał browar Spółdzielczy i mam tu rzecz jasna na myśli wymrażanki. Temat trudny, piwa wymagające sporo czasu i pracy, ale do dziś światło dzienne ujrzały cztery propozycje, więc wcale nie mało. Na pewno więcej niż od dowolnego konkurenta, a klient to dostrzega. Temat piw wymrażanych sam w sobie jest oczywiście pociągający, a znakomity Lodołamacz pokazał, że warto tu wplątać również piwa mocno chmielone. Przed nami ponoć jeszcze wersje dojrzewające w beczkach. Oby browarowi udało się rozwinąć temat i wypuszczać wymrażanki w znacznie większych ilościach, bo jest to konik, którego warto się trzymać.
Mamy rzemieślników, którzy bardziej niż inni przytulili sobie piwa z wszelkiego rodzaju dodatkami. Trzy przykłady na szybko: Kingpin, Deer Bear, Piwoteka. Szczególnie wyróżnić chciałbym tu Łodzian, którzy popisują się największą fantazją w wyborze dodatków, a jednocześnie potrafią je w bazowe piwo sensownie wpleść. Głośny Stout z dodatkiem śledzi okazał się zaskakująco trafionym pomysłem, a było jeszcze choćby Grodziskie z boczkiem, IPA z wodorostami czy Saison z chrzanem. Robicie to dobrze.
A gdyby ograniczyć się jeszcze bardziej? Może do jednego stylu? Trudno na szybko zliczyć wszystkie portery bałtyckie, które opuściły łono Widawy - lżejsze, cięższe, klasyczne, wędzone, leżakowane w beczkach... Praktycznie wszystkie na poziomie. Były już nawet kooperacje z browarami zagranicznymi. Ktoś narzeka na przesyt? Niekoniecznie, a ja wręcz żałuję, że są to piwa raczej limitowane. Bawić się można również RISami, co pokazał Olimp - papryczki, torf, moszcz z winogron, belgijskie drożdże i amerykański chmiel, a to chyba jeszcze nie koniec.
Szansa dla nowych browarów?
Według podsumowania Piwnej Zwrotnicy w minionym roku wystartowało 51 browarów. Gdyby nie infografika, chyba popukałbym się w głowę, bo tej świeżej krwi po prostu nie widać. Być może częściowo są to naprawdę małe browary sprzedające niewielkie ilości piwa, natomiast mam wrażenie, że inni po prostu nie mają czym przyciągnąć beer geeka.
Bez wątpienia najgłośniejszym debiutantem był Rockmill, który mimo dosyć szerokiej oferty przez pewien czas skupiał się przecież na NEIPA. Juicy Delight okazało się hitem, więc w mądry sposób temat pociągnięto i szybko otrzymaliśmy wersję podwójną, a także sesyjniaka. Jakieś mętniaki pojawiły się też w serii Beer Wars. Szczerze przyznam, że po trzech pierwszych piwach, mimo niezłych ocen, nie rozpatrywałem Rockmilla jako kontraktowca z takim potencjałem, więc pozostaje mi pogratulować znalezienia pomysłu na siebie.
Czy w obecnych czasach rynek gorąco przyjmie nowy browar, który startuje z zestawem IPA + Weizen + Stout? Niekoniecznie, to jest już nuda, nawet jeśli byłyby to piwa z grubsza udane. Ostatni rok pokazał również, że nawet tzw. recenzje we współpracy nie mają już takiej skuteczności jak kiedyś. Tu trzeba czegoś fajnego, nietuzinkowego i - równie istotna rzecz - porządnie wykonanego. Wieść o trzech prawilnych kwasach z owocami od debiutanta rozeszłaby się sama, a poza tym są to rzeczy, które wciąż same wyróżniają się na półce. Nawet trzy ciekawe single hopy a'la dawny Doctor Brew mogłyby zrobić robotę.
Ciekawą specjalizacją są piwa wędzone, choć podobno nie sprzedają się tak jak powinny, nad czym osobiście ubolewam. Zastanawiam się też czy jesteśmy już na tym etapie, że na rynku przyjąłby się browar cisnący seriami wszelkiego rodzaju sztoso-mocarze i poświęcający im jakieś 3/4 swojej oferty. Jeśli Polska to za mało, to może częściowy eksport i promocja rodzimego rynku? Trudna sprawa, być może nierealna, ale cóż... Czekam z niecierpliwością.
To kilka luźnych przemyśleń na bazie pewnych obserwacji. Ciekaw jestem jak Wy patrzycie na sprawę. Jeśli uważacie, że warto jeszcze wymienić w gronie takowych specjalistów, to dajcie znać w komentarzach - tutaj lub na facebooku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz