czwartek, 10 listopada 2016

Moje leżaki: Cornelius Porter

Browar Sulimar 
Styl: Porter Bałtycki 
Ekstrakt: 22,0% wag. 
Alkohol: 8,0% obj. 
Składniki: woda; słód jęczmienny; chmiel; drożdże 
Najlepiej spożyć przed: 3.10.2015 
pasteryzowane 


Rozgrzewamy się. Mam dziś coś (być może) ciekawego, a mianowicie solidnie wyleżakowany Cornelius Porter z browaru Sulimar. Przeterminowany o 13 miechów, natomiast do piwniczki trafił bodajże w maju 2015. Butelka jeszcze półlitrówka, a więc sentymencik, bo od dawna jest w porcjach 400 ml. Zmieniło się chyba jednak coś więcej i na nowej wersji podają większy woltaż. Nawet jeśli, to chyba nikt specjalnie za tym piwem nie tęskni - nie zbierało jakichś szczególnie dobrych opinii, a w każdym razie gorsze, niż ten nowszy. Pewnie charakterystyczna corneliusowa słodycz nie przekonała ludu. Sprawdźmy jednak, jak to piwo się trzyma i co się w nim zmieniło. 

Krótko o opakowaniu. Graficznie jest to przeciętniak bez ambicji, może z wyjątkiem przyjemnej kolorystyki. Jest też parę dziwnych kwiatków: bez konserwantów (jakby wszystkie inne piwa je zawierały), warzone 90 dni (czyli gotowane?) i minimum 6 tygodni leżakowania (nie ma się czym chwalić... i jak to się ma do tych 90 dni?). Nie wiem też po co kombinowano z nazwą stylu - Porter Baltic brzmi jakoś niewygodnie w porównaniu z Baltic Porter. A najlepiej napisać po polsku. Cóż... Kapsel jest niezły. 

W szkle z kolei mamy ciemnobrunatną, klarowną, porterową w wyglądzie ciecz. Pieni się obficie na beżowo, ale i syczy głośno, więc nie ma się czym podniecać. Warstwa opada dosyć szybko niemal do zera i nieznacznie brudzi ścianki szkła. 

Pierwsze niuchy z butelki przyśpieszyły bicie serca. Aromat mówi, że będzie dobrze. Bardzo dużo kakao i gorzkiej czekolady. Jest też kawa, ziarnista taka, jakby otworzyć świeżą paczkę i powąchać. Owocowość charakterystyczna dla wiekowego Porteru da się wyłapać na drugim planie w postaci takiej klasycznej śliwki. Słodko i przyjemnie. 

Wyleżakowany Cornelius to bardzo smaczny Porter. I wcale nie przesadnie słodki. Początkowo rzeczywiście czuć czarną kawę, której nie pożałowano cukru. Tuż obok niej śliwka w czekoladzie. Po przełknięciu jednak sytuacja się stabilizuje, bo choć nie ma tu dużej goryczki, to finisz jest gorzkawo-kakaowy, długi, a z biegiem czasu coraz wyraźniej redukujący słodycz. Pojawiają się też akcenty kojarzące mi się ze świeżym pumperniklem, a dalej nuta palona... Dobrze jest. Piwo ma dosyć solidne ciało, choć przy tym ekstrakcie mogłoby być jeszcze gęściej. Trochę przeszkadzają mi bąbelki, więc przy dolewce się nie pieszczę. 

Jeśli pytacie, czy się poprawił, to moim zdaniem tak. I to wyraźnie, choć nawet w tej postaci nie jest to jakiś wzór. Z nadmiarem gazu łatwo się uporać, ale wówczas czuć wyraźniej braki w ciele. Na gęsto sączyłoby się to bajecznie...

Ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz