środa, 16 listopada 2016

Lilith - RIS palony jak samo piekło!

Styl: Imperial Stout 
Ekstrakt: 24,0% wag. 
Alkohol: 10,0% obj. 
Zawiera: słód jęczmienny, żyto palone, pszenicę paloną, jęczmień palony 
Najlepiej spożyć przed: 12.2018 
pasteryzowane, niefiltrowane 


Lilith - pierwsza żona biblijnego Adama, feministka, a następnie kochanka Belzebuba i upiorzyca mordująca noworodki. Podobno była też wężem, który przyczynił się do wygnania Adama i Ewy z Raju. Raczej nie kobrą, ale hej - wąż to wąż.

Golem jak zawsze rzuca na etykiecie hasłem, które prosi się o wygooglanie. Ciekaw jestem, co jeszcze skrywa folklor żydowski, ale ta historia pasuje mi do uczciwego RIS'a. Piwo jeszcze całkiem świeże, obiecujące i zbierające bardzo pozytywne opinie. Nie jestem tym jednak zaskoczony, bo poznański kontraktowiec ma w ofercie bardzo dobre trunki i w miarę możliwości staram się być na bieżąco z nowościami. 

Pierwsze piwo Golema w porcji 330 ml. Zdecydowano się na klasycznego bączka. Może z konieczności biorąc pod uwagę, że Lilith uwarzono w Czarnkowie, ale ja lubię te butelki i cieszę się, że rzemieślnikom jeszcze zdarza się z nich korzystać. Etykieta to tylko awers, więc nie wciśnięto tam zbyt wiele informacji - brak opisu, niesprecyzowany skład, formalności. Graficznie przyzwoicie, jest tu jakiś pomysł i dwa kolory pasują do stylu. Jakość papieru też ujdzie, bo nic się nie odkleja i nie boli w oczy. Kapsel czarny. Nie jest źle, ale od czołówki jednak odstaje.

W szkle natomiast czarno - chyba mogę to śmiało napisać. No nie widzę prześwitów. Piana wymuszona i skąpa, w apetycznym kolorze ciemnego beżu. Wkrótce pozostaje po niej obrączka i nieliczne ślady na szkle. 

Aromat Lilith to paloność w najlepszej postaci. Czerń, popiół, ziarnista kawa, ognisko, spalone ciasto. Zapowiada się bojowo. Na drugim planie bardzo fajne kakao, które chowa się i wystawia łeb co kilka minut. No i taki biszkopt też lubi się pokazać, dodać całości słodyczy i nieco ułagodzić. Średnia intensywność, duża przyjemność. Mniam.

Piwo jest bardzo wyraziste w smaku i gorzkawe już na wstępie. Znowu wychodzi ta potężna paloność, to zjarane na węgiel ciasto i mocne espresso. Brakowało w kraju takiego RISa, nie ma co. Po przełknięciu optymalna, również palona i nieco alkoholowa goryczka. Finisz długi i wyrazisty, nadal odzywa się ta popiołowość, która może okazać się dla niektórych pewnym wyzwaniem. O dziwo, mam jednak wrażenie, że aftertaste ma w sobie więcej słodyczy - czuć tu taką gorzką czekoladę i trochę posłodzonego kakao. Po ogrzaniu wyłazi jeszcze jakby drewno i gdyby napisali, że piwo leżakowało z płatkami dębowymi, to osobiście bym nie protestował. Jest pełne, degustacyjne, o przyzwoitym jak na styl ciele. Mało tu bąbelków, naprawdę symbolicznie, co dodaje gładkości i nie przeszkadza w żadnym stopniu. 

Ludzie, ale popiół... No nie jest to RIS dla początkujących. I ja to szanuję. Myślę, że jeden z ciekawszych krajowych reprezentantów stylu i piwo przekraczające pewne granice. Jest takie, kurde, przyjemnie nieprzyjemne. Można jeszcze dać mu się nieco ułożyć, bo trochę drapie, ale mimo wszystko - brawa dla Golemów.

Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz