sobota, 14 stycznia 2017

Weer & Wind Bourbon BA - miód czy smród?

Brouwerij de Molen 
Styl: Barley Wine Bourbon Barrel Aged
Ekstrakt: 27,0% wag.
Alkohol: 12,4% obj.
Goryczka: 28 EBU
Składniki: woda; słód jęczmienny (Pils, Caramel); chmiel (Premiant); drożdże górnej fermentacji
Najlepiej spożyć przed: 5.09.2041


Zeszłoroczny hit de Molena całkiem niedawno trafił do polskich sklepów i został u nas przyjęty równie ciepło. Właściwie trudno mówić tu o niespodziance, bo rzemieślnicy z Bodegraven wielokrotnie udowadniali, że mocarze to ich specjalność. No to też sobie pozwoliłem na tę przyjemność i niedługo później pojawił się wpis Bartka Nowaka, który zjechał to piwo i zasiał ziarno niepewności. Przeleję więc na monitor moje wrażenia i postaram się Was ostatecznie zachęcić/zniechęcić do zakupu.

Oczekiwania wobec Weer & Wind (pogoda i wiatr? hmm...) naturalnie mieć można, a wręcz jest to wskazane - grube Barley Wine leżakowane w wielokrotnie już sprawdzonej beczce po Bourbonie powinno urywać dupę. 

Ascetyczne etykiety to już znak rozpoznawczy browaru i mi się to całkiem podoba. Są podstawowe informacje (choć skład nie do końca sprecyzowany), kod kreskowy, logo browaru w dolnym rogu.
Na odwrocie najciekawsza jest w sumie data przydatności do spożycia - 25 lat to sporo i nie dawałbym takiej gwarancji, zwłaszcza jeśli butelka spędziłaby ten czas w sklepie. A, no i jest lak. Czy tam wosk jakiś, bo ma dosyć miękką konsystencję, ale zawsze dodaje to prestiżu.

Pierwsza porcja wchodzi prawie klarowna, ale dolewka już solidnie zmętniona. Kolor ciemnego bursztynu. Piana w kolorze kremowym, skromnych rozmiarów. Niestabilna taka - dwa razy syknęła i prawie jej nie było. 

Aromat jest słodziutki, mocny i bardzo przyjemny. Kokos z bourbonowej beczki tak to wszystko przeżarł, że aż ślina się zbiera w pysku. Taki jest ten pierwszy cios, bo zaraz dochodzi ciągnące się toffi, daktyle, figi i rodzynki. Później taka miodność i wanilia taka... Konkret. Można to wąchać praktycznie bez końca.

W smaku uczciwe ciało i przyjemna gładkość. Przy pierwszym łyku rzeczywiście uderza słodycz, co trochę mnie wystraszyło. Takie autentyczne toffi. Potrzymałem łyka w ustach, zamerdałem nim trochę i smak zmienił się jeszcze przed przełknięciem - doszła balansująca całość przypieczona skórka od chleba, wyraźne drewno, ciasto czekoladowe, melasa i suszone, ciemne owoce. Trochę zapodział się kokos, ale wyszła fajna wanilia. No jest słodko, ale absolutnie nie bardziej, niż bym tego oczekiwał. Goryczka skromna, nieco alkoholowa. Finisz umiarkowanie słodki i kierujący się powoli w stronę gorzkawego. Takie ciemne owoce przykrywane powoli bardzo subtelną, przyjemną taninicznością oraz śliwką. Po chwili dopiero doszukuję się upragnionego kokosa, który nie ma zamiaru znowu uciekać. 

Alkohol podgryza, jest do ułożenia i tylko to powstrzymuje mnie przed wystawieniem większej noty. Weer & Wind oczekiwania jednak spełnia dzięki pełni i złożoności, a i ma potencjał, by z bardzo dobrego stać się zajebistym. 

Ocena: 8/10

1 komentarz: