Styl: Whisky Russian Imperial Stout
Ekstrakt: 27,0% wag.
Alkohol: 10,0% obj.
Składniki: woda; słody (pilzneński, karmelowy 600, Whisky Castlemalting, Abbey Castlemalting, Special B, Carafa III Special); chmiel (Magnat); dodatki (płatki owsiane, jęczmień palony, palona pszenica, cukier Muscovado); drożdże Safale US-05
Najlepiej spożyć przed: 20.12.2018
pasteryzowane, niefiltrowane
Dzisiej mityng z bogiem śmierci. Tanatosa udało mi się zakupić dosyć wcześnie, prawdopodobnie krótko po butelkowaniu patrząc na datę, ale przed świętami nie było czasu się rozpisywać i jest to moje pierwsze piwo w roku 2017. Ciekaw jestem, ile czasu leżakowało w browarze, ale Bacchus był jak dla mnie przyzwoicie ułożony, więc jestem w stanie tu zaufać Olimpowi. Jakby co, druga butelka już spoczywa w piwnicy.
Tak sobie gdybam, bo staję w końcu naprzeciwko mocarzowi. I to drugiemu wypuszczonemu przez Olimpijczyków w krótkim odstępie czasu. No i ponownie jest to wariacja na temat RISa - tym razem z dodatkiem słodu whisky. Jako że zaliczam się do wielkich fanów torfowej wędzonki w piwie, to liczę, że łycha konkretnie przeżarła ten trunek. Ponadto da się tu znaleźć płatki owsiane, palone zboża oraz cukier Muscovado, który to zrobił całkiem fajną robotę w porterze od Deer Bear. Można zacierać rączki.
Bączek ponownie kokietuje oko i sprawnie gra na sentymencie. Nie każdy lubi te butelki, ale uważam je za ciekawy wybór. Etykieta też jest niezła i kolorystycznie lepiej dopasowana do samego piwa, niż w przypadku poprzednika. Lak (czy tam wosk/parafina, whatever) jak najbardziej na miejscu - fajnie, że browarowi chce się w to bawić. Na odwrocie krótkie przedstawienie postaci, pełny skład i formalności. Standardowo już zabrakło miejsca, w którym napitek uwarzono, a i polecane 10 stopni Celsjusza wydaje mi się nieco za niskie na ten styl.
W szkle piwko jest czarne i nieprzejrzyste. Piana średnia i apetyczna, dosyć długo utrzymująca budowę z drobnych oczek, a ostatecznie pozostawiająca po sobie kożuszek oraz szlaczki na szkle.
Gdy przybliżam do tafli nos, w pierwszej chwili atakuje RISowa czekolada, kawa i kakao, co już samo w sobie jest przyjemne. Kilka węchów później mocno uderza torf i można powiedzieć, że trzyma się dzielnie pierwszego planu. Jest ebonit, bandaże i zjarane kable, także same rarytasy. Pozostaje tu jednak cały czas ten słodko-czekoladowy sznyt i razem tworzy to ciekawy, niejednowymiarowy bukiet. Być może sobie wmawiam, ale jest też nasilający się akcent przywodzący na myśl rum - czyżby ten egzotyczny cukier robił aż taką robotę? Miałem już kończyć opis aromatu, kiedy wyskoczyło tu ciasto czekoladowe... Dzieje się.
Pamiętam, że pijąc Hadesa miałem spore zastrzeżenia co do braku charakterystycznej dla stylu gęstości. Olimp odrobił lekcje i czuć tu odpowiedni ciężar. Do tego dochodzi fantastyczna gładkość i skromne nasycenie. Smakowo w stronę słodkiego i pełnego, nie można narzekać. Na starcie cieszę się sporą ilością mlecznej czekolady i kakao, z umiarkowaną nutą torfowej wędzonki i melasy w tle. Goryczka średnia, ciemna, palona i nieco alkoholowa - nie jest to jednak agresywne piwo. Finisz wyraźny, choć średnio długi. Przyjemnie gorzkawy, kawowy, solidnie podkręcony tymi bandażami. Kiedy zanika, z przyjemnością zasysam kolejny łyczek.
Tanatos jest piwem konkretnym, ale szykownym. Stonoga w smokingu. Nie przytłacza torfem i zgrabnie podkreśla cechy porządnego RISa.
Dwa bardzo dobre mocarze w krótkim odstępie czasu. Można brać przykład.
Ocena: 8/10
300ml? nie dolali do 330ml? bo butelka raczej mniejsza nie jest.
OdpowiedzUsuńTak, butelka to 330, ale leją 300 ml. Łukasz Szynkiewicz dziś na Jepiwce wyjaśniał, że tak już jest w browarze. :P
UsuńNie twierdzę, że nie wypiłbym więcej, ale taka ilość jest satysfakcjonująca. ;)
Miedziński