Miałem napisać ten tekst wcześniej, ale przez ostatnie kilka dni przejechałem jakieś 1000 kilometrów i jak już miałem trochę czasu, to pisać się nie chciało. Piszę więc po Sylwestrze - na szczęście skończyło się na lekkim bólu głowy i można coś wyskrobać.
Będzie jednak konkretnie. Zamiast dziesięciu piw wyróżnię tu tylko trzy i nagrodzę wirtualnymi Bączkami. Dalej kilka przemyśleń. Zapraszam.
Z trzecim miejscem miałem chyba największy problem i ostatecznie mój wybór może być dla Was zaskakujący. Efekt kooperacji Pinty z estońskim Tankerem zebrał pozytywne opinie, aczkolwiek trudno mówić tu o jakimś hicie. Mnie All Ryed! natomiast oczarowało znakomicie wyczuwalnym chmielem w aromacie i smaku, solidną oleistością osiągniętą dzięki dodatkowi chleba żytniego, oraz mocną, szlachetną i krótką goryczką.
Kto by pomyślał, że najlepszym IPA okaże się Lager? Oby kiedyś go powtórzono.
Wizytówka Kormorana, jak i polskiego piwowarstwa. No bo trudno o piwo bardziej polskie - porter bałtycki w wersji imperialnej z dodatkiem rodzimego przysmaku, czyli podwędzanej śliwki. Piwo, którego przedstawiać nie trzeba, bo wyszło nawet poza ten nasz mały, kraftowy podwórek i prawdopodobnie nie jeden Janusz przeczytał o nim na interii czy innym portalu. Doskonałe recenzje z zagranicy. Piwo kompletne. Kto nie próbował, ten może już molestować sprzedawców, bo jeszcze w styczniu ma się pojawić druga warka Imperium Prunum. Oby równie udana.
W ostatnim momencie Poznaniacy wyrwali Kormoranowi tego Bączka. Buba Extreme to w tej chwili produkt chyba najbardziej wykraczający poza to powszechne pojęcie piwa jako złocistego trunku. Już Fest Buba była świetna i zaliczam ją do najlepszych premier minionego roku, a tu poddano ją dodatkowo procesowi wymrażania i rozlano do trzech różnych beczek. Efekt? Rozgrzewający, cholernie mocny quadrupel, który wręcz uderza swoim bogactwem.
Nie należę do osób chętnie wydających duże kwoty na piwo i jestem zdania, że polskie browary często cenią się nieco za wysoko. W tym przypadku nie żałuję ani złotówki - pięć dych za trunek przecierający kolejne szlaki na polskiej scenie piwnej to uczciwy piniądz.
Dodatkowe słowa uznania należą się Szałom za tak odważne przytulenie stylów belgijskich, które nie należą przecież do ulubionych wśród beer geeków, a które ja osobiście bardzo cenię. Dobry pomysł na siebie, świetna jakość piw. Trzymajcie się tego.
Dobry rok?
Dobry.
Rodzime browary rzemieślnicze zasługują na szczególną pochwałę, pomijając rozmaite eksperymenty i kooperacje poza Polską, za ograniczenie ilości piw wadliwych. Wydaje mi się, że jeszcze w 2015 regularnie trafiałem na diacetyl, DMS czy jakąś siarę i wówczas miałem podejście typu no cóż, tak już jest, ogólnie piwo się broni. Dziś już naprawdę sporadycznie trafiają mi się ewidentnie wadliwe krafty.
Nie wiem też, czy były jakieś kwasiżury. Podobno zdarzają się u Widawy w barelejdżach, czego nie mogę potwierdzić. Fala krytyki za spieprzone piwa spadała przez ostatni rok głównie na browar Dukla, który to nic z tego sobie specjalnie do serca nie brał i ponoć banował za wylewanie żali na facebookowym wallu. Czyżby antybrowar roku?
Nie obyło się oczywiście bez aferek i ja w tej kwestii jestem całkiem nieźle uodporniony - mało rzeczy mnie boli. Warto więc tylko przypomnieć sprawę Porteru Jubileuszowego z Cieszyna i tego, jak browar usilnie kreujący się na rzemieślniczy wypiął dupę na małych sprzedawców. Mam nadzieję, że będzie się to za nimi jeszcze trochę ciągnęło.
Browar roku 2016?
Trudny wybór, bo czym tu się kierować? Uznałem, że postawię na stałą, dobrą jakość.
Znakomicie prezentował się pod tym względem Deer Bear Grzegorza Durtana, który przez ostatnie 12 miesięcy wypuszczał piwa na poziomie od dobrego do świetnego. No i jedno, przeciętne moim zdaniem, Lemon Tree. Sour APA, Citra Saison i Coffee Stout to z kolei produkty z najwyższej półki, które proszą się o kolejne warki. Dochodzi do tego też zarówno rozsądne, jak i pomysłowe podejście do kwestii dodatków w piwie. Zdecydowanie godna zaufania firma.
Słówko uznania dla Golema, który również jeszcze mnie nie zawiódł. Zyskał w oczach natomiast dzięki świetnym Black IPA z rozmarynem, wzorowym Saisonem i mocno palonym RISem (prawdopodobnie najlepszym polskim reprezentantem stylu w wersji bez bajerów).
Wyrosło trochę nowych browarów, aczkolwiek rzadko towarzyszył tym narodzinom jakiś szał. Niestety, w obecnym natłoku coraz trudniej się przebić debiutantom i trzeba będzie mocno stawiać na marketing. Chciałbym tu wyróżnić browar Zakładowy oraz Łańcut. Pierwszego specjalnie przedstawiać nie trzeba, a drugi trzyma się bardziej w cieniu i cichaczem wypuszcza kolejne solidnie dopieszczone piwka. Wypada pogratulować startu i trzymać kciuki.
Czego bym chciał w 2017?
Oczywiście dalszego przecierania szlaków, ale chciałbym również, aby w tym wszystkim nie zapominano o stałej ofercie. Warka warce nierówna, trzeba się chyba z tym pogodzić, jednak kiedy już nauczyłem się powtarzać piwa, to chciałbym, aby produkt będący za pierwszym razem zajebisty, następnym razem był przynajmniej bardzo dobry. Nachmielone po brzegi, rześkie West Coast IPA przy drugiej warce nie ma prawa zamulać karmelem. Może w tym roku uda się trochę zwolnić i przyłożyć do tej stałej oferty, a premiery będą już częściej ukierunkowane na to przecieranie szlaków? Czas pokaże, ale źle chyba nie będzie.
No i może mniej snobizmu, a mam wrażenie, że jest to zjawisko coraz bardziej powszechne. Myślę, że można jednocześnie doceniać kunszt twórców świetnego IPA i szanować osobę, która decyduje się na coś słodszego i tańszego. Rzemiosło nie jest dla każdego, o czym przekonałem się wielokrotnie. Należy to uszanować i tyle.
Jeśli kraft to ludzie, to niech to będą porządni ludzie. Szczęśliwego nowego!
ja piłem tylko jedno piwo z DB i akurat trafiłem na Lemon Tree :(
OdpowiedzUsuń