piątek, 11 marca 2016

[Szałpiw] Fest Buba - Recenzja piwa

Uwarzone w Browarach Regionalnych Wąsosz 
Styl: Quadrupel 
Ekstrakt: 25,0% wag. 
Alkohol: 11,0% obj. 
Skład: woda, słody (pilzneński, monachijski, pszeniczny, karmelowy, palony), cukier, chmiel (Marynka), kolendra, drożdże 
Data ważności: 1.03.2017 
niepasteryzowane 
refermentowane w butelce 



Pierwsza Buba mnie ominęła, więc o drugą już naprawdę chciałem powalczyć. Okazało się jednak, że takowej potrzeby nie było i gruby quadrupel nie zalicza się do tych piw, co to w godzinę znikają z półek sklepowych. Dziwne, ale najwyżej będzie więcej dla mnie :) Styl oczywiście wywodzi się z Belgii i powinien zrywać papę z dachu, ale tak dyskretnie, niepozornie i bezboleśnie. Wyraźna słodycz i szlachetny, złożony charakter. Po świetnym Szczunie byłem przekonany, że Szałpiw poradzi sobie z tematem lepiej niż jakikolwiek inny rzemieślnik, więc sprawdźmy. 

Fest Buba oznacza mniej więcej mocno spieprzoną pogodę. Ostatnio robi się co prawda dosyć wiosennie, ale wieczorem jednak ma się chęć czymś rozgrzać, także pasi. Ogólnie podoba mi się ta seria Szałpiwu i tutaj nie jest inaczej. Charakterystyczna grafika, ładne fonty, oszczędne kolory, niezły papier. Morskie opowieści w gwarze jak zawsze piękne i chce się to przeczytać na głos. Jest dalej skład, podstawowe info... no i tyle. Styka, podoba się. A półlitrowe butelki to ja szanuję.

Buba ma kolor ciemnobrunatny i pod światło piwo wydaje się dosyć przejrzyste. Piana beżowa, niezbyt obfita, choć nadal przyzwoitych rozmiarów. Ładna budowa, nic tu się nie kaszani i można się nią trochę nacieszyć. Ostatecznie znika, no ale trzeba przymknąć na to oko u mocarzy. Widać skromne, choć schludne koronkowanie.

Wącham i czuję oczekiwaną przeze mnie słodycz. Znajdziemy tu sporo suszonych owoców, jednak nie do końca znaną z porterów śliwkę, a bardziej klimaty słodziutkich daktyli czy rodzynek. Czuć też ten szlachetny alkohol, który w żaden sposób nie gryzie nozdrzy; jakiś taki rum czy likier, no nie wiem, ale dobry towar. Oczywiście sporo karmelu, idącego nawet w stronę toffi, jakieś ciemne wypieki, przyprawowość (kolendra?). Dalej jeszcze nuty, które mi osobiście kojarzą się z cynamonem i lukrecją. Po ogrzaniu szukam czegoś więcej i wychodzi taki belgijski banan, ale jednocześnie te jedenaście procent zaczyna troszkę szczypać. Nadal przyjemnie, nadal bardzo dobrze i chce się wąchać, jednak wcześniej było lepiej.

W pysku czuć grube cielsko tego piwo, ale przede wszystkim intensywność smaku i pełnię. Oczywiście jest słodko, wręcz deserowo, jednak nie bardziej, niż należałoby się tego spodziewać. Nagazowanie średnie; w niczym nie przeszkadza, a pod koniec nawet trochę go brakowało. Zaskakująca jest natomiast czekolada, której w zapachu jakoś nie czułem, a tutaj zdaje się grać pierwsze skrzypce. W sumie może nie tyle czekolada, co jakaś forma ciasta czekoladowego. Nieco dalej karmelowość, brązowy cukier, te suszone daktyle, a na końcu szczypta przypraw. Goryczka skromniutka, choć lekko gryząca z powodu alkoholu, ale da się to przełknąć. Wyraźny i bardzo długi finisz, który nie jest co prawda wytrawny, ale jednak zdecydowanie mniej słodki i kontrujący skutecznie początek. Zamiast czekolady jest kakao, a tuż za nim skórka od chleba i może nawet taka lekka zbożówka. Trunek degustacyjny, ale jednocześnie nie jest męczący i nie stanowi jakiegoś wyzwania. Jest przyjemnie satysfakcjonujący. 

Świetna robota. Nie porównam go z Rochefortem ani Westvleterenem, nie piłem, ale zrobiło mi dobrze. Myślę, że warto dokupić więcej na leżak, bo cenowo też wypada nieźle jak na piwo tej klasy.

Ocena: 8,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz