niedziela, 27 maja 2018

Geek wyklęty, w snifterze zaklęty


Przez te kilka lat istnienia rodzimego rzemiosła wytworzona wokół niego natychmiastowo subkultura piwnych geeków została już wielokrotnie obsmarowana. Częstokroć te posty i felietony, zarówno autorstwa blogerów ze środowiska jak i obserwatorów z zewnątrz, w większym lub mniejszym stopniu się powielały. A bo ważniacy jesteśmy, a bo zaglądamy innym do szkła, a bo nie potrafimy się normalnie cieszyć piwem w towarzystwie. Wiecie, o co chodzi. 

No i poczuliśmy w ostatnim czasie wiatr świeżości na zakolach, bo pojawił się temat alkoholowej hipokryzji, oszukiwania samych siebie i stawiania spijaczy kraftu wyżej od przeciętnych piwoszy. Birgik pije tylko dla smaku, nie dla szumu w głowie. Temat poruszył oczywiście Łukasz Matusik z bardzo polecanej przeze mnie Piwolucji, a nieco później i też z nieco innej strony Jan z Piwnej Kompanii

Moje przemyślenia po tych przemyśleniach są takie, że chyba czas już przestać. Te publikacje, przede wszystkim mam tu na myśli wpis Łukasza, niosą ze sobą ostrą krytykę skierowaną tak naprawdę w nikogo konkretnego. Nie licząc może wyraźnego prztyczka w nos Kopyra, ale jak wiadomo w tym przypadku dowolna krytyka to zazwyczaj rzucanie grochem o ścianę. Mimo całego mojego szacunku uważam, że akurat ten wpis ociera się już o lekki populizm i z tego co widzę odebrany został w spodziewany przeze mnie sposób - brawami, poklepywaniem po plecach, pochwałami za celność. W końcu ktoś napisał prawdę. A gdzie ci hipokryci, co to tyłki ich powinny zapiec? 

Problem moim zdaniem jest wyolbrzymiony, w rzeczywistości nieistotny i dotyczący jakichś skrajnych jednostek, a jednocześnie jest to zjawisko niemożliwe do zlikwidowania. To samo dotyczy w zasadzie wszystkich przewijających się stereotypów. Naszą małą piwną społeczność, jak zresztą inne subkultury, tworzą połączone pasją jednostki, które mimo wszystko różnią się między sobą pod pewnymi względami. Przykład z innego podwórka? Są zapewne jacyś oderwani od rzeczywistości metalowcy jedzący zwierzęta domowe, pijący benzynę i odprawiający podejrzane rytuały w piwnicach swoich starych, ale większość jednak woli ziemniory i schabowego, potrafi ubrać się stosownie do danej sytuacji, a może nawet powie dzień dobry starszej sąsiadce. Wszyscy jednak spotykają się od czasu do czasu na koncertach. 

Obraz piwnego geeka budowany jest przez fałszywe ogólniki, które bardzo łatwo krytykować i na bazie których rzucać kolejnymi morałami. Dziś wychodzę jednak z założenia, że alkohol przeznaczony jest dla osób dorosłych i z takowymi mam kontakt w tym środowisku. Zasady są proste: trzymaj pion i nie bądź dupkiem. To w sumie tyle i 90% z Was o tym wie. Widzę to. A resztą nie warto się przejmować, bo z tym nie da się walczyć. Tacy bywają ludzie, patologia po prostu się zdarza. I według moich obserwacji zdarza się rzadko, choć też zależy co przez to rozumiemy. Ja nie szufladkuję śpiewów i chichotania razem z pijackim mordobiciem, rzyganiem na mury i sraniem w galoty. 

Powiecie, że ta garstka robi antyreklamę całemu środowisku. Być może, choć nie większą niż powtarzająca się blogowa krytyka. Najpierw wychodzimy do ludzi z felietonami o zaletach picia kraftu, a potem już głównie komentujemy bieżące wydarzenia - kłótnia o szklanki, atak na Januszy, siedem grzechów głównych polskiego kraftu i tak dalej. Nie wiem czy obserwując to z zewnątrz chciałbym zbliżyć się do geeka w celu innym niż naplucie mu w mordę. 

Ja wiem, że to są klikalne tematy. Można do stereotypów podchodzić na luzie i wyśmiewać je, co też sam czynię od czasu do czasu za pomocą memów. Ma to jednak inny wydźwięk niż przedstawianie skrajnych zachowań jako panującą w środowisku chorobę, która narasta w nas z każdym kolejnym wypitym IPA. W rzeczywistości jesteście normalnymi ludźmi z ludzkimi odruchami, fajnym hobby i niebanalną wiedzą. 

Lekcja na dziś? Przestańcie się biczować za grzechy odmieńców. Jesteście częścią czegoś fajnego i nie obrzydzajcie sobie tej myśli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz