wtorek, 10 stycznia 2017

Półtorak Jadwiga - beer geek kontra miód pitny


No i wchodzę w miody pitne. Czy powinienem zdawać relację z tego starcia na blogu poświęconemu piwu? Przekonały mnie dwa powody. 

Już dziś daje się zauważyć spore zainteresowanie tematem i poszanowanie tego napitku wśród beer geeków. Popularny AleBrowar zapowiedział niedawno, że oprócz sprzedaży już dostępnych na rynku miodów pitnych rozpoczną oni produkcję własnych - zakładam, że przyprawianych nowofalowym chmielem. Samo chmielenie tego trunku też nie jest wcale nową praktyką i stanowi ciekawą cechę łączącą go z piwem, a biorąc pod uwagę możliwości dzisiejszych odmian, efekty mogą być niezwykle ciekawe. Czekam na pierwszych stricte miodożłopnych blogerów.

No i z tego automatycznie wyłania się powód drugi - jako miodowy prawiczek chciałbym osoby o podobnym statusie poinformować, czego się spodziewać po tych cymesach i czy faktycznie warto zagłębić się w ten świat. 


Krótko o miodzie pitnym

Tradycyjny napitek, który wyrabiano już w średniowieczu. Od zawsze mocno związany z Polską i obecnie nasz kraj jest jedynym na świecie produkującym go na skalę przemysłową. Od roku 2008 rodzime miody pitne zarejestrowane są jako Gwarantowana Tradycyjna Specjalność - produkt chroniony ze względu na tradycyjny sposób wytwarzania i zawierający tradycyjne surowce.

Dzieli się go na cztery podstawowe rodzaje, zależnie od stopnia rozcieńczenia miodu pszczelego (zazwyczaj lipowego) wodą: półtorak (1 część miodu na 0,5 części wody), dwójniak (1 część miodu na 1 część wody), trójniak (1 część miodu na 2 części wody) i czwórniak (1 część miodu na 3 części wody). 

Półtoraki są najcięższe, najsłodsze i w teorii najbardziej szlachetne, natomiast czwórniaki najlżejsze, mniej alkoholowe i często wręcz wytrawne. Gotową brzeczkę poddaje się fermentacji. Wszystkie miody pitne wymagają stosunkowo długiego okresu dojrzewania i w przypadku najmocniejszych jest to kwestia kilku lat.

Normą jest przyprawianie brzeczki na rozmaite sposoby. Najczęściej stosuje się soki owocowe, przyprawy korzenne oraz zioła.


Półtorak Jadwiga 

Producent: APIS
Alkohol: 16,0% obj. 
Dodatki: owoce maliny i dzikiej róży
Rocznik: 2016 

Zacząłem z grubej rury i zdecydowałem się na półtoraka - no bo w sumie czemu nie? Starałem się zrobić mały research przed zakupem i Jadwiga zalicza się do trunków popularnych, zbierających bardzo pochlebne opinie.

Patrząc na zawartość informacji znajdującą się na butelkach miodów można stwierdzić, że rzemieślnicy pod tym względem nas rozpieszczają. W tym przypadku znajdziemy tylko zawartość alkoholu oraz pojemność flachy (750 ml). Nie liczyłem oczywiście na jakiś odpowiednik morskich opowieści, aczkolwiek fajnie byłoby dostać na kontrze krótki opis, informację o dodatkach (znalazłem je na stronie www) czy czasie leżakowania. Sama butelka - ładna. Etykieta pod względem graficznym - oldschool. Nazwa zapewne odnosi się do królowej Jadwigi Andegaweńskiej. Jeśli doczekamy się miodowej rewolucji, to trochę odświeżyłbym całość i nakierował na nieco młodsze pokolenie.

Jadwiga sprawia wrażenie dosyć gęstego napoju, a przechylając szkło da się zauważyć wyraźne, trwałe łzy na ściankach. Klarowność praktycznie stuprocentowa. Barwa soczystego bursztynu, wpadającego nawet w rubin. 

Aromat tuż po przelaniu do snifterka jest dosyć ostry i wyraźnie wychodzi w nim alkohol. Uspokaja się po kilku minutach, kiedyś całość sobie pooddycha. Nie jest tu wcale zbyt słodko i nawet nie powiedziałbym, że dominuje tu miód, choć nie ma wątpliwości, że tu jest. Pachnie to bardziej winem owocowym o wyraźnie kwaskowym profilu. Jeśli nie pożałowano dodatku owoców, to być może one dają ten efekt? Z czasem pojawia się akcent kwiecisty i świeże migdały, a miodność zyskuje na sile. Z każdą minutą jest lepiej - warto o tym pamiętać.

No ale ten smak... Inna bajka. Jest słodko, likierowato i szlachetnie. Początkowa ordynarność z zapachu się tu nie pojawia. Zdecydowanie dominuje strona miodowa, dzięki czemu całość jest przyjemnie wyklejająca, a w połączeniu z solidnie rozgrzewającym alkoholem tworzy to jedyny w swoim rodzaju winter warmer. Owoce pojawiają się na drugim planie, choć w połączeniu z ogólną słodyczką mają dosyć niejednoznaczny charakter i w ciemno mógłbym ich nie nazwać. Dają też przydatną tutaj nutę kwaskową. Po przełknięciu słodycz znika z podniebienia i języka powoli, lecz skutecznie - nie ma się ochoty zmyć tego szklanką wody. Najdłużej na podniebieniu czuć jednak owoce - stawiam na dziką różę. Pod względem smaku jest to zbalansowany i ułożony trunek.

Alkohol odparowuje i trochę podszczypuje przy przełykaniu, więc ciekaw jestem, jak to się układa po dłuższym leżakowaniu. Biorąc jednak pod uwagę, że trudno pić to w większych ilościach niż małe łyczki w odstępach kilku minut, to jest to jak najbardziej znośne.

Dobre było. Warto było. Aż chce się lepiej poznać ten świat. Takim niepełnym snifterkiem można się wręcz najeść (a jednocześnie z każdym łykiem smakuje lepiej), więc za przyzwoitą cenę dostajemy zabawkę na wiele wieczorów. Jeśli chcecie wejść w miody pitne, to zróbcie to teraz - Jadwiga wydaje się miodem idealnym na obecną pogodę

A jeśli już się zadomowiliście w tym temacie, to może mi coś polecicie?

4 komentarze:

  1. Polecam Rex Honestus. Najlepszy miód jaki piłem. To półtorak na miodzie gryczanym. Jest zdecydowanie bardziej korzenny, niż owocowy. Świetnie to gra ze słodyczą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Produkty Pasieki Jarosa. Na głębszą kieszeń/specjalne okazje ich Wiśniak i Czeremszak. Ze stałej oferty Póltorak Gronowy, Maliniak, AM.

    OdpowiedzUsuń
  3. "stawiam na dziką różę" - przecie sameś pan przeczytał na stronie co tam jest :P
    Jaros na pewno, jeszcze są małe wytwórnie, które warto poznać - np Pasieka Dziki Miód państwa Piwowarów - bardzo dobre trójniaki (chmielak i słodycz łąki) - nie za słodkie, można by rzec, że odpowiedniki półsłodkich win late harvest (np. tokajów albo niemieckich). Chociaż mają oni na razie kłopoty z powtarzalnością i - ponieważ nie siarkują swoich miodów - to też nieco kłopotów z wtórną fermentacją w butelce (za wcześnie wypuszczają trunki do butelek). Zaletą jest to, że ich trójniaki są barrel-aged - trzymają je w beczkach dębowych po winie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie to wszystko zostało tu opisane.

    OdpowiedzUsuń