Piernikowy Imperial Stout to chyba coś, czego jeszcze na rynku nie mieliśmy. Być może zimowy RIS in Peace ociera się o tę koncepcję, ale wiecie, to jeszcze nie to. Aż dziwne, że takie piwo pojawia się dopiero teraz, bo pomysł jest stosunkowo prosty. Niby nie wszyscy lubią pierniki, no ale mówi się trudno. Są ludzie i melepety.
Nie można przy okazji nie wspomnieć o prześlicznym opakowaniu. Bajerancka i grubiutka butelka 330 ml (część piwa rozlano też chyba do butli dużych), lakowanie i dobra jakościowo, błyszcząca po oczach etykieta. Przemyślana typografia i złote akcenty robią tu robotę. Wspomniany opis zdecydowanie zachęca, a tuż pod nim znajduję autograf piwowara. Mam nadzieję, że na końcu wpisu będę mógł złożyć gratulacje. Jakby było mało, zapakowano to do kartonika z logotypem browaru. Mucha nie siada.
Pod względem mocy aromat z pewnością nie rozczarowuje i sam pcha się do nozdrzy. Nie można też odmówić mu złożoności. Jest oczywiście słodko i piernikowo. Dominuje tu charakterystyczny zestaw przypraw, te wszystkie gałki muszkatołowe, cynamon, pieprz, może kardamon - ogólnie korzennie w opór, choć na szczęście bez wrażenia sztuczności. RISowa baza została co prawda nieco przykryta, ale powiedzmy, że piernik w czekoladzie wciąż jest tu pierwszym skojarzeniem. Nie schowała się natomiast beczuszka i specyficzne nuty łychy oraz drewna (niekoniecznie wanilii) fajnie zaznaczyły tu swoją obecność. Legenda Króla przypomina pod tym względem piwa leżakowane w beczkach po Slyrs, jak np. ostatnie Old Ale Birbanta. Po ogrzaniu wychodzi to jeszcze lepiej i nawet podczepia się pod pierwszy plan. Ciekawy, bardzo przyjemny bukiet.
Nie ma tu wyraźnej kontry w postaci zaznaczonej goryczki, czego trochę żałuję, ale sam finisz okazuje się przytemperowany i, jak to młodzież mawia, piwo nie zamula. Pojawia się tu ciekawy akcent cierpko-owocowy, trochę jak czerwone wino. Nie wiem skąd to się wzięło, ale ładnie się zazębia z całością. Z kolejnymi łykami na wychodzi również trochę czarnej kawy z łyżeczką cukru, muśnięcie kakao, a do tego efekt beczki, czyli ponownie łycha i trochę drewna, przy czym już nie tak wyraźne jak w aromacie.
Legedna Króla to trunek przyzwoicie ułożony, lekko rozgrzewający. Myślę, że można się nim cieszyć już teraz i darować przymusowe wakacje w piwnicy.
Jan Olbracht Staromiejski ma się czym pochwalić. Osobiście mogę tego piwa pogratulować, natomiast nie zdziwię się, jeśli jego nietuzinkowy charakter znajdzie swoich przeciwników. Czego mi zabrakło do pełni szczęścia? Nieco więcej ciała, gęstości, może też wyraźniejszej RISowej czerni w smaku i aromacie. Piernik natomiast wyszedł szefowi kuchni, że palce lizać.
Ocena: 7,5/10
Fajnie, że browarze restauracyjnym powstają takie rzeczy. Nie wiem czy da się ten cymes zakupić gdzieś poza Toruniem, natomiast jeśli to klimatyczne miejsce będzie Wam po drodze, to warto tu wdepnąć. Jak nie na obiad, to na piwo, gdyż w podziemiach browaru otwarto nie tak dawno wielokran.
Jan Olbracht Browar Staromiejski
Styl: Rosyjski Imperialny Stout Piernikowy
Ekstrakt: 24,0% wag.
Alkohol: 11,0% obj.
Zawiera słód jęczmienny i płatki owsiane
Najlepiej spożyć przed: 15.08.2018
pasteryzowane, niefiltrowane
no i kobita pieknieje
OdpowiedzUsuń