No i doczekaliśmy się pierwszego polskiego Eisbocka. Wymrażanie, obok NEIPA, staje się powoli nowym trendem w polskim rzemiośle i myślę, że w tym roku jeszcze doczekamy się podobnych produkcji. O koźlaku lodowym pisałem nieco więcej przy okazji recenzji Aventinusa, więc może dodam jeszcze tylko, że Pinta swojego mocarza uwarzyła na podstawie receptury Artura Pasiecznego - zwycięzcy 5. edycji Warszawskiego Konkursu Piw Domowych. Lecim dalej.
Etykieta jak zawsze na świetnym, delikatnie matowym papierze. Mamy tu właściwie wszystkie informacje, jakich moglibyśmy oczekiwać, a ponadto sensowny opis i logotypy PSPD, WKPD oraz WFP. I nie ma wcale uczucia przesytu, łał. Barwy spodziewane, a więc niebiesko-zimowe. Jest koziołek, jest lód, jest przemyślany dobór fontów. A, no i dobrze znany kapsel. Pozdrawiam zdolnego grafika.
Piana zachowuje się w nietuzinkowy sposób, tzn. niby jest drobnopęcherzykowa, a syczy wściekle i szybko spiernicza. Kolor kremowy, za to piwko ciemne, głęboko rubinowe i chyba klarowne.
Zapachy może nie urywają nosa swoją mocą, ale jest dosyć wyraźnie, nie mogę się kłócić. Bez wątpienia jest słodko i bez wątpienia jest to koźlak. Pierwszy plan należy do toffi, melasy i maminego ciasta w polewie karmelowej. Są akcenty świeżych owoców a'la śliwki, czereśnie, ale i trochę takich ciemnych powideł. Delikatna wanilia się tu znajdzie, a potem jeszcze taki świeży lukier z chruścików, ale to owoce z czasem się nasilają i wkraczają na pierwszy plan. Po ogrzaniu delikatnie podgryza alkohol.
Gęstość solidna, ciało na miejscu, choć to jeszcze nie syrop jak Kotwiczne. Nagazowanie średnie, po zabełtaniu piwem w ustach natychmiast się minimalizuje i czuję przyjemną gładkość. Eisbock jest pełny i słodki jak należałoby tego oczekiwać. Dominuje karmelowość, melanoidyny, biszkopty i trochę czerwonych owoców - koźla klasyka, tylko z większym przytupem. Goryczka skromna i nawet niespecjalnie wychodzi w niej alkohol, który jednak chwilę później wyczuwalnie odparowuje. Po przełknięciu język bardzo długo jest oblepiony karmelem i jakby lukrecją, które z kolei są przełamywane ziołowym muśnięcie chmielu.
Choć jest to trunek odczuwalnie ciężki, raczej #teamsłodyczka, to nie ma tu efektu zapychania. Z przyjemnością wciągam kolejne łyki.
Eisbock Grand Prix uważam za piwo bardzo dobre, ale gubiące punkty przez zbyt odczuwalny alkohol. Nie będę go porównywał do Aventinusa, bo to tak naprawdę różne piwa, ale jeśli macie tylko jedną butelkę od Pinty, to polecam dać jej jeszcze z rok czasu. Piwo powinno się odwdzięczyć z nawiązką.
Ocena: 7,5/10
Browar Pinta
Kontraktor: Browar na Jurze
Receptura: Artur Pasieczny
Styl: Eisbock
Ekstrakt: 27,0% wag.
Alkohol: 11,2% obj.
Goryczka: 31 IBU
Składniki: woda; słody jęczmienne (Weyermann monachijski typ II, wiedeński, Vikingmalt monachijski typ I, karmelowy 300, Chateau Crystal); chmiel (Marynka, Perle); drożdże Fermentis Saflager W-34/70
Najlepiej spożyć przed: 30.01.2020
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz