czwartek, 14 stycznia 2016

[Raduga] Holy Mountain - Recenzja piwa

Styl: Sandalwood TeaPA

Ekstrakt: 14,0% wag.
Alkohol: 5,7% obj. 
Niefiltrowane, pasteryzowane

 Filmowa Święta góra.


W końcu coś od Radugi. Jeszcze niedawno wszędzie widziałem ich piwa, nawet w Tesco, a ostatnio jeśli już się jakieś trafiało, to z tych starszych. Holy Mountain nawiązuje zapewne do wykręconego filmu Alejandro Jodorowsky'ego z 1973 roku i samo piwo zapowiada się równie nietuzinkowo dzięki dodatkom herbaty sencha i drzewa sandałowego. Browar póki co jeszcze mnie nie zawiódł, więc podchodzę do trunku bez obawień.

Etykieta jak zwykle utrzymana w fajnej stylówie i z przyjemną grą kolorów. Tu i tam widać jakieś zmarszczki, ale od strony estetycznej i tak wygląda to lepiej niż kiedyś, więc mam nadzieję, że ta flaszka to nie wyjątek od reguły. Wciąż czekam na lepszy papier! Kontra to przede wszystkim krótki opis i skład piwka; nie jest tego dużo, ale wystarczy. 

W szkle Święta góra ma kolor pomarańczy i troszkę opalizuje. Dopiero dolewka przynosi jakieś drobinki, choć i tak nie rzucają się w oczy. Przy nalewaniu utworzyła się piana przyzwoitych rozmiarów w kolorze lekko złamanej bieli, która całkiem długo cieszy oczy ładną budową z drobnych oczek. Firankę jakąś zostawia, nie znika całkowicie. Ładnie się to prezentuje, więc przechodzimy do aromatu.

Nosa nawet nie muszę zbytnio wtykać do szkła, bo aromat jest intensywny. Dominuje tu przede wszystkim dodatek tej egzotycznej herbaty, której co prawda nigdy nie próbowałem, ale daje się rozpoznać po prostu jako herbata. Przyjemne to jest i oryginalne. Nieco dalej można sie doszukać takich nutek kwiecistych i jakiegoś owocu z gatunku tych cytrusowych. Nie jestem pewien jak powinno pachnieć to drzewo sandałowe i chyba nie wyczuwam tu nic tego typu, choć możliwe, że zlewa się z tą herbatą i to ono nadaje jej ten ciekawy charakter. Z przyjemnością się to wącha.

Średnie nagazowanie, średnie ciało, średnia pełnia. Piwo odważnie skręca w stronę wytrawnego i słodyczy trzeba się tutaj doszukiwać. Jest tutaj znowu porządnie zaznaczona herbacianość i już wyraźniej wychodzą kwiaty z zapachu. Przemyka też trochę tych tropików, ale zdecydowanie za kwiatami. Goryczka trochę garbnikowa, trochę zielona, naprawdę odczuwalna, ale na szczęście nie zalega w upierdliwy sposób. No, może troszkę, ale pijalności nie obniża. Aftertaste wytrawny, niezbyt intensywny. Na języku pozostaje coś takiego, jak po przełknięciu mocnej herbaty. Ma to swój urok, niczym nie drażni i pije się szybko. Herbata fajnie się komponuje z piwem i na pewno wyróżnia Świętą górę.

Raduga nadal w formie, więc liczę na to, że nie będę się więcej mijał z nowościami. Warto spróbować.

Ocena: 7,8/10

1 komentarz: