czwartek, 16 listopada 2017

Magia tektury - za co lubię KARTONIKI?


O wyśmiewanej ekstrawagancji i jej roli we współczesnym świecie.

Moda na kartoniki trwa w najlepsze, a jak coś już staje się zbyt powszechne, to musi pojawić się ruch oporu. Póki co narzekania na fikuśne opakowania piw mają raczej formę kąśliwych żarcików, jednak od czasu do czasu trafiam już na teorie o sztucznym kreowaniu sztosów i podbijaniu cen przez browary. Lekko mnie to mierzi, więc krótko opiszę za co osobiście kartoniki szanuję i jaką moim zdaniem pełnią rolę. 

Zaskoczył mnie ostatnio fakt, że z tektury już w 2012 roku skorzystał AleBrowar i zapakował w nią Saint No More, więc może i dla Was będzie to ciekawostka. W każdym razie chyba nikt inny wówczas tego nie podłapał. Kartonik prawdziwą robotę zrobił dopiero przy premierze Imperium Prunum (swoją drogą chyba wciąż jest to najlepiej wykorzystane pudło), a u rzemieślników zaistniał bodajże po ukazaniu się Imperatora Sherry Oloroso. Obecnie z takowego opakowania najchętniej korzysta Brokreacja w serii piw ciężkich, choć dało się oczywiście zauważyć pojedyncze przypadki u innych browarów. 

Nie zgodzę się z zarzutem, że do kartoników trafiają pierwsze lepsze piwka z woltażem na poziomie 10%. Co chce nam powiedzieć browar fikuśnym opakowaniem? 

- piwo jest co najmniej dobre
- piwo jest limitowane 
- piwo jest z jakiegoś powodu wyjątkowe 
- piwo jest popisem naszych możliwość i może być naszą wizytówką

Może znajdziecie jakieś odstępstwa od tych reguł, ale w gruncie rzeczy jest to prawda i raczej nie doczekamy się przeciętnego IPA w tekturze. 

Bartnik? Najlepszy polski Braggot. 

Baltic Abyss? Delikatnie nieułożone, ale wciąż świetne piwo z którego ucieszyłby się każdy beer geek.

Imperium Prunum? Wiadomo.

Gryf Pomorski? Najlepszy od Bytów (heh).

Wspomniana Brokreacja wydaje się pewnym odstępstwem od reguły z powodu częstotliwości korzystania z pudeł, przy czym wciąż wyróżnia piwa, którym poświęcono więcej czasu i przynajmniej w teorii powinny one, no wiecie, robić wrażenie. Zresztą o znaczeniu dobrego opakowania (i nie tylko) pisał ostatnio Jerry Brewery, więc zapraszam do jego wpisu. Niech dbają o wizualną otoczkę.

Istotna zaleta piwek w tekturze to to, że świetnie nadają się na prezent dla piwnego freaka. Jeśli na krafcie znasz się średnio, a takowy przyjaciel ma urodziny, to co mu w sklepie wybierzesz? Pięćset gołych butelek i jedna czy dwie pozycje wyróżnione opakowaniem i ceną, bardziej pasujące na podarunek. Nawet jeśli nasz freak miał już przyjemność piwa próbować, to na 90% chętnie je powtórzy lub wrzuci do piwniczki. Albo na grupę wymiankową, mniejsza o to. To jest sensowny prezent. 

Jeśli wydaje Wam się, że w sklepie specjalistycznym zawsze doradzi Wam sprzedawca, to też się nie zgodzę. Kiedy jedni z Was zwiedzają w różnych miastach multitapy, ja mam podobnie właśnie ze sklepami piwnymi. Ogarnięta obsługa wcale nie jest regułą. W najlepszym pod względem dostaw znanym mi sklepie, gdzie regularnie trafiają limitowane ubersztosy, klientów obsługują zazwyczaj dwie panie, takie zupełnie sympatyczne, ale bez wiedzy na temat półek z rzemiosłem. Ja oczywiście jestem świadomy i przyjeżdżam tam z reguły z gotową listą zakupów, natomiast jako zielonka szukająca prezentu brałbym właśnie kartoniki. I bardzo dobrze, bo póki co jest to zakup pewny. 

Także tego. Temat oczywiście pierdółka, więc nie ma co przeciągać. Mam nadzieję, że dostrzegacie jakieś zalety kartoników i mają one według Was rację bytu. Może nie w przypadku pierwszego lepszego piwska, bo to zawsze dodatkowy wydatek i praca, ale te ciekawsze zasługują na przyzwoite opakowanie. W każdym razie ja lubię ładne rzeczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz