czwartek, 11 stycznia 2018

Captain Baltic z Pracowni Piwa (edycje Winter i BA Whiskey)


Tak sobie teraz myślę, że mogłem zostawić ten wpis na nadchodzący wielkimi krokami Baltic Porter Day, ale mówi się trudno. Nie lubię zbyt długo trzymać wpisów w zamrażarce, a że Captain Baltic to dosyć głośna nowość od głośnej na co dzień Pracowni Piwa, to pewnie interesują Was te dwa warianty - zimowy z dodatkami trawy żubrowej i zestu z limonek oraz wersja bez dodatków, ale dojrzewająca w beczce po whiskey. Okazuje się, że w praktyce są to zupełnie różne piwa - zarówno pod względem ich charakteru, jak i jakości. 

Tak więc zachęcam do dalszej lektury i zbrojenia się przed świętem porteru, które wypada 20 stycznia. Może pora wyhahmencić coś ciekawego z piwniczki? 


Captain Baltic Winter Edition


Ciemne to jak wnętrze trumny, raczej z grubsza klarowne. Słowa uznania należą się za pianę - średnią, soczystą, zbitą, apetyczną i całkiem trwałą. Całościowo piwo zgrabne jak Clooney w Gniewie oceanu.

Czytałem porównania trawy żubrowej do popularnej w ostatnim czasie tonką i aromat tego piwa potwierdza, że coś jest na rzeczy. Intensywny, zawiesisty, słodki, z mocno wyczuwalną nutą marcepana i ciasta migdałowego. Można też odnieść pewnie skojarzenia z przyprawami korzennymi. Zest z limonek zdecydowanie ustępuje trawie, natomiast też się tu pojawia na drugim/trzecim planie i całkiem fajnie wkomponowuje w ten deserowy zestaw. Czuć moc, nie mogę się niczego przyczepić.

No to siup. Captain Baltic w wydaniu zimowym jest gładki, pieszczący podniebienie, choć też nieprzesadnie ciężki. Mogłoby być minimalnie gęściej, tak bym to ujął, ale nie ma mowy o wodnistości. JEST OKEJ. Piwko po słodszej stronie mocy i z bardzo nietuzinkowym smakiem. Na wejściu ciemne ciasto, ponownie korzenne przyprawy i mocarne migdały, co naprawdę może się podobać. Na dokładkę ta przyjemna cytrusowa nutka z zestu. Spójnie i harmonijnie jak w klasztorze Szaolin.

Piwo pokazuje pazur nieco później, po przyjemnie zaznaczonej, niewysokiej goryczce. Finisz jest dosyć wytrawny, gorzkawy, może nawet nieco ściągający, z bardzo specyficzną i wyraźną nutą ziołowo-anyżową. Miałem pisać, że jest to stosunkowo trudne przeżycie, ale szybko się przyzwyczajam. Czuć na tym etapie też przyjemne oblepianie jamy smakami kojarzącymi się z kakao, suszonymi orzechami w skórkach, a także niewielką ilością przypraw - może cynamonu, może goździków. I jest w sumie fajnie.

Nie ma tu nieprzyjemnego pieczenia w przełyku, za to rozgrzewanie samo w sobie jest jak najbardziej obecne. W sumie trudno mi to uznać za minus, bo za oknem, nie bójmy się tego słowo, piździ. Piwo jest dobre, bardzo oryginalne. Wymaga od widza chwili konsternacji i koniec końców wynagradza satysfakcją, ale jeśli spodziewacie się swojskich, przystępnych smaków, możecie z Kapitanem przegrać.

Teraz jeszcze naszła mnie myśl, że ma to też taki poświąteczny charakter, a przynajmniej ja mam takie skojarzenia. Kiedy familia z Niemiec się zjeżdża, to przywozi łakocie z Lubeki - królestwa marcepana. Jak po świętach ciasta się kończą, to do kawy na zapychacz idą właśnie te marcepany. 


Captain Baltic BA Whiskey Edition


Piwo, ponownie, ciemne jak wycieczka po kanałach, ale za to z godną pożałowania i kompletnie nietrwałą pianą. Bywa i tak.

Nie ma to jak wetknąć nos do szkła z leżakowanym w beczce po whiskey porterem bałtyckim i spotkać się z kwaskowym aromatem zielonego jabłuszka, mmm-mmmm. Nie jest to wada ukryta, a w zasadzie dominująca nuta w tym całkiem przecież wyrazistym bukieciku. Poza tym dosyć RISowato, ciemno, kawowo i czekoladowo, aczkolwiek jest to raczej drugi plan. Szczerze przyznam, że nie wyczuwam tu wcale beczki i w ciemno nie wpadłbym, że piwo tam trafiło. 

Zakładam, że baza jest w obu przypadkach ta sama, a mimo wszystko Captain Whiskey wydaje mi się bardziej płaski, pozbawiony przyjemnej puszystości obecnej w egzemplarzu wyżej. Może to kwestia niedogazowania, bo tu też jest różnica. W smaku piwo wyraziste, wręcz ostre. Wyraźna łycha, stara dębina, kakao i karmel. Nie mogło też zabraknąć tego jabłuszka i dziwnego kwaskowatego akcentu. 

Pisząc o ostrości miałem na myśli wyłażący już na wstępie alkohol, który tylko nasila się w trakcie i po przełknięciu. Kapitan rozgrzewa jak śląska rolada z kluskami i modrą kapustą. Jest tu co prawda fajnie zaznaczona goryczka, przyjemny popiołek, drewno, a nawet coś na kształt podwędzanej śliwy, no ale... Sami rozumiecie.

Trochę bida z nędzą. Jestem zasmucony i zaskoczony, choć chcąc nie chcąc trafiłem wcześniej na kilka opinii, że coś tu nie śmiga. Jeśli macie możliwość zakupić, to odradzam. Jeśli już zakupiliście, to może leżak coś pomoże. Mimo wszystko uważam, że nie powinno się tego piwka brać pod uwagę przy obecnym wyborze w sklepach. 


Podsumowanie


Pojedynek brat kontra brat zwycięża (uwaga spoiler) brat. Ten z trawą żubrową i zestem, i to przez nokaut w pierwszej rundzie. Żałuję, że piwa sprzedawane (z tego co pamiętam) w tej samej (niemałej) cenie nie są choćby zbliżone jakościowe i jeden z Kapitanów stał się cierniem w mojej dupie.


Pracownia Piwa
Styl: Porter bałtycki
Ekstrakt: 25% wag.
Alkohol: 9,5% obj. 
Najlepiej spożyć przed: 5.01.2019
niefiltrowane, niepasteryzowane

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz