czwartek, 1 lutego 2018

Eclipsed z browaru Szpunt


Szpunt trzyma rękę na pulsie i zaskakuje kolejnymi premierami. Pamiętacie, jak to się niepozornie zaczynało z jakimiś Bitterami warzonymi Korebie? Po kilku latach pod tą marką znajdujemy kwachy, RISy i barrelejdże owinięte w pazłotka. A podobno są plany na więcej. 

Dziś, po dosyć klasycznym Spectrum, zmierzę się z Eclipsed - Imperialnym Stoutem z dodatkiem cenionego powszechnie przez ludzi z dobrym gustem słodu wędzonego torfem. Powiedziałbym, że potencjał torfowych RISów na naszym ryneczku wciąż pozostaje niewykorzystany i czekam na takiego, który mi pourywa i powykręca. Autorzy mają tu więc pole do popisu.

Etykiety holograficzne z tej serii pewnie już dobrze znacie, to i nie ma się co rozpisywać. Ta jest śliczna, przemyślana i dopieszczona. Opis ponownie zakodowany, samych informacji o piwie nie za wiele, brakuje też chyba kontraktora (pewnie BeerLab albo Bytów), ale bez wątpienia prezentuje się to jak produkt z wyższej półki.

W szkle wygląda to jak na styl przystało - głęboka, nieprzenikniona barwa ocierająca się o czerń. Warto wyróżnić elegancką, zgrabną i całkiem trwałą piankę, która zaszczyca mnie tu swoją obecnością.

Tutejszy bukiet (z pewnym trudem używam w tym przypadku tego słowa) będzie się z pewnością niektórym śnił po nocach. Torfowa wędzonka w niespotykanym stężeniu. Często miewam przy wąchaniu pitedów skojarzenia z tymi słynnymi podkładami kolejowymi, lecz Eclipsed to dla mnie przede wszystkim korytarz szpitalny i jakieś niebezpieczne dla zdrowia leki. Szczerze mówiąc momentami wpada to już w takie podejrzanie... rustykalne, swojskie klimaty, if you know what I mean. Wiele lat miałem w sąsiedztwie rolników i przypomniały mi się te czasy. Co by nie napisać, jest na swój sposób pięknie. I nie żebym nie uświadczył tu Stouta - tuż obok śmiga sobie kakao i delikatna czekoladowa słodycz.

Smak niesie już ze sobą zdecydowanie więcej harmonii i balansu, a całość nie okazuje się tak trudna, jak się spodziewałem. Po nieco agresywnym Spectrum, tu również postanowiłem nieśmiało nadstawić policzek, ale niepotrzebnie - piwko jest pełne i stosunkowo słodkie, choć bez przesady. Na wejściu klasyka, a więc czekolada (może nawet w bardziej mlecznym wydaniu), praliny, trochę równoważącej ten deser czarnej kawy.


Goryczka wcale nie za mocna i nie wybijająca się. Lekko szturchnie i ucieka. Finisz z kolei zdecydowanie nadaje całości charakteru - jest lekko gorzkawy, delikatnie ściągający i pięknie oblepia jamę ustną popiołem, akcentami ziemistymi i oczywiście specyficzną, acz lubianą przeze mnie torfową wędzonką. 

Piwo jest więc pięknie skrojone, a dodatkowo można je pochwalić za przyjemną fakturę, aksamitną gładkość i idealne nagazowanie. Alkohol ukryty wzorowo.

To nie jest piwo dla każdego - standardowa formułka obecna w recenzjach piw torfowych jest aktualna również w tym przypadku. Tyczy się jednak przede wszystkim agresywnego aromatu, gdyż smakowo jest to naprawdę dosyć przemyślany i przyjazny konsumentowi trunek z ładnie wkomponowaną wędzonką. Może i warto kogoś poczęstować.

A tak ogólnie czy polecam? Jeszcze jak. Szpunt nadal w formie.


Browar Szpunt
Ekstrakt: 26% wag.
Alkohol: 10,5% obj. 
Składniki: woda; słody jęczmienne, słód pszeniczny; chmiele; drożdże 
Najlepiej spożyć przed: 27.12.2019
pasteryzowane, niefiltrowane

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz