niedziela, 8 kwietnia 2018

Lilith Rum BA z browaru Golem


Rok temu z hakiem zachwycałem się na blogasku znakomitą Lilith leżakowaną w beczkach po burbonie - RISem, który od początku oferował bardzo dużo, a po tym kilkumiesięcznym zabiegu już praktycznie urywał dupę prawie przy szyi. Piwa było bardzo mało, więc pozostało czekać na powtórkę, która nie nastąpiła zbyt szybko, ale nie można narzekać, że Golem nie rozpieszczał nas przez ten czas. W sumie wręcz przeciwnie, ale mniejsza o to - Lilith Barrel Aged wróciła i to w dwóch wersjach. 

Tym razem do wpisu oczywiście wybrałem tę nową, dojrzewającą w beczkach po jamajskim rumie. Sądząc po tym, co w życiu zdążyłem wypić, nie są one tak wdzięczne i powszechnie lubiane przez geeków, natomiast zdarzały mi się też piwa robiące znakomite wrażenie i myślę, że się nie rozczaruję. 

Etykieta właściwie się nie różni od wariantu BBA, nie licząc zmiany koloru akcentów z białego na żółty. Jak dla mnie to wystarczy i wciąż prezentuje się dobrze, taka godna skromność. Informacji nie więcej niż trzeba, kapsel czarny i bez nadruku. 

Ciemno, brunatno, w szkle nieprzejrzyście, a więc prawilnie. Apetyczna, puszysta pianka unosi się na tafli i tylko bardziej zachęca do spróbowania. Średnio trwała, redukująca się do takiej porządnej chmurki. 

Uuuaaa, aromat dostarcza. Wyraźnie, słodko i beczkowo. Pralinowej podstawie towarzyszą tu nuty cukru trzcinowego i mocno nasiąkniętej rumem dechy. Mam tu początkowo pewne skojarzenia z toffi albo takim słodziutkim mleczkiem w tubkach z krówką. To wrażenie dosyć szybko ulatuje i słodycz nieco się redukuje, nasila się z kolei ta decha i pojawia więcej kakao, a w tle taki orzechowo-migdałowy akcencik. Bardziej klasycznie, melasowato i apetycznie. W sumie fajnie rozkłada się to na czynniki pierwsze, a z czasem dzieje się tu tylko więcej. 

Rumowa Lilith, mimo tej stosunkowo obfitej pianki, nie częstuje wcale chorymi ilościami bąbelków. Jest ich odpowiednio mało, a jednocześnie wystarczająco, by zapewnić lubianą przeze mnie puszystość. Do tego fajne ciałko i satysfakcjonująca gęstość, choć może jest to piwo minimalnie chudsze od podstawki. 


W smaku oczywiście słodyczka i pełnia. Sporo czekolady, rodzynek nasiąkniętych alkoholem i czarnej kawy zbożowej, która nadaje całości trochę więcej balansu. Goryczka jak najbardziej wyczuwalna i zaznaczona; też ma taki bardziej zbożowo-palony charakter, a do tego wychodzi już na tym etapie decha, co świetnie się zazębia. Przechodzi w słodko-gorzki aftertaste z dużą ilością przyjemnie wysuszającego kakao, uzupełnianego gdzieniegdzie taninami. Z czasem wyłapuję bardzo subtelną cierpkość, mi osobiście kojarzącą się ze skórkami owoców, natomiast jest to już taki trzeci plan. 

Pewnie już ziewacie, co nie? Znowu zajebisty Golem się trafił, no można się obrzygać z nudów. Jeśli przejadł się Wam burbon (wiem, że to niemożliwe, no ale...), to rum też robi fajną robotę. I to tak wiecie, po swojemu, oryginalnie. Polecam Państwu to piwko.


Browar Golem 
Styl: Imperial Stout Rum Barrel Aged 
Ekstrakt: 24% wag. 
Alkohol: 10% obj. 
Najlepiej spożyć przed: 30.03.2019 
pasteryzowane, niefiltrowane

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz