środa, 18 lipca 2018

Blondyn Wieczorową Porą i Some Like It Hoppy z browaru Hoppy Beaver


Jest coś fascynującego w uczuciu jakim polscy rzemieślnicy obdarowali Belgian IPA. Można nie mieć w ofercie RISa, można darować sobie porter bałtycki czy pilsa, ale Belgian IPA? Prawie każdy kiedyś musi przez to przebrnąć, choć nikt nigdy tym piwem nie zachwycił. Temat podjął również ceniony przeze mnie, idący zazwyczaj swoimi ścieżkami Hoppy Beaver, który przy okazji podesłał mi także lekkiego Blonde'a przyprawionego polskim chmielem. 

Jakieś zmiany widać na etykietach, jakby wyszły spod innej ręki. Moim zdaniem te dwie pozycje prezentują się pod tym względem nieco fajniej niż poprzednie produkcje, choć mierzi mnie trochę brak obramowania na Some Like It Hoppy widząc, że jest na Blondynie Wieczorową Porą. Być może męska dupa na tym drugim też co nieco ograniczy grono odbiorców, za to nazwa już jest moim zdaniem całkiem fajna. Do tego jak zawsze opis, pełny skład i podstawowe informacje. 



Blondyn Wieczorową Porą 

Polish Blonde Ale 
Ekstrakt: 11% wag. 
Alkohol: 5,1% obj. 

Piwo jest minimalnie ciemniejsze niż się spodziewałem, wpadające już w takie ciemne złoto. Towarzyszy mu równomierne zamglenie oraz skromna pianka o średniej trwałości. 

W aromacie w pierwszej chwili wita mnie przyjemna, leciutka podstawa słodowa złożona z jasnego zboża i swojskich ciasteczek. Sekundę później wchodzi on, cały na owocowo - rodzimy chmiel. Tak, owocowo. Pierwsze skojarzenie to pomarańcze wraz ze skórkami, które kojarzę raczej z jakimś Cascade'em czy Citrą. Sporo kwiatów, sporo rześkich akcentów zielonych przywodzących na myśl kaffir. Przyjemnie i całkiem intensywnie. 

Proszę Państwa, oni nadal nie potrafią spieprzyć piwa. Blondyn jest piwem grzecznym z natury, raczej stonowanym, natomiast ciekawym z charakteru i dobrze nachmielonym. Smak mniej więcej odzwierciedla zawartość aromatu, choć ten profil chmielowy skręca już bardziej w stronę klasyki. Piwo jest leciutkie, minimalnie słodkie, dobrze odfermetnowane. Ta zbożowa podstawa trzyma się drugiego planu i pozwala błyszczeć zestawowi złożonemu z kwiatków, świeżych liści owoców, trawy cytrynowej i kilku plasterków cytrusów. 

Całość jest wybitnym samopijem pozbawionym agresji, co chciałbym jeszcze raz podkreślić. Goryczka również jest tu raczej symboliczna, choć zaznaczona i łechtająca przyjemnie podniebienie. Świeży w odczuciu, przyjemnie zielony aftertaste delikatnie wysusza i wzmaga pijalność. 

Wlałbym w siebie cztery i jeszcze byłoby mało. Piwo do polecenia w zasadzie każdemu - bezpretensjonalne, porządnie zrobione, orzeźwiające i tak po ludzku smaczne. Warto. 


Some Like It Hoppy 

Belgian IPA 
Ekstrakt: 15% wag. 
Alkohol: 6,8% obj. 

Szczerze pisząc tutaj też spodziewałem się czegoś jaśniejszego, a tymczasem w szkle napotykam piwo barwy bursztynowej, z dosyć wyraźnym i nieciekawie przygaszającym je zmętnieniem. Piana niezbyt obfita i niezbyt trwała - praktycznie nic po niej nie zostaje. 

Aromat jest tu dosyć słodki i belgijski w charakterze, choć niekoniecznie idzie to w przyprawy. W pierwszej chwili dosyć mocno uderzają brzoskwinie czy morele, może kandyzowane owoce, a dopiero później lekkostrawna, fajnie wpleciona fenolowość w postaci kolorowego pieprzu. Jest też wyraźny, świeży biszkopt i jeszcze raz te słodkie, żółte owoce, nawet podlane takim słodkim syropem. 

Dosyć autorskie podejście do tematu. Ważną rolę w Some Like It Hoppy odgrywają słody, a całość ma taki ciastkowo-karmelowy sznyt. I myślę, że to właśnie te akcenty postawiłbym w smaku na pierwszym planie. Da się tu wyłapać zarówno fenole, jak i egzotyczne owoce, natomiast rozkład sił jest nieco inny niż w tym co do tej pory zazwyczaj serwowali rzemieślnicy. Całość jest wyraźnie, ale też nienachalnie słodka. 

Goryczka nie próbuje się tu specjalnie wybić, nie podkreśla też profilu chmielowego. Ot, przemyka cichaczem i stara się nie sprawiać kłopotów. Na finiszu biszkoptowość, kolorowy pieprz, skórka grejpfruta i trochę zieleni, a więc całkiem fajne połączenie. 

Piwo pije się ze smakiem i bezproblemowo, a jednocześnie ani nie ma się ochoty na następne, ani jakoś szczególnie zapamiętać to jedno. Troszkę bez wyrazu, jakby nie wiedziało czym chce być, a przede wszystkim zbyt nastawione na stronę słodową. Jest po prostu OK - Bobry przyzwyczaiły mnie już do nieco ciekawszych piw. 


Browarowi Hoppy Beaver dziękuję za możliwość spróbowania tej parki, pozdrawiam i oczywiście życzę powodzenia z kolejnymi piwami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz