Niedawno ruszyłem dział cydrów, dziś natomiast wracam do miodów pitnych - tym razem z debiutującą na blogu rodzinną Pasieką Jaros. Firma istnieje od 1978 roku i początkowo zajmowała się hodowlą pszczół oraz przetwórstwem produktów pszczelarskich, natomiast od roku 1991 para się także miodem pitnym, który do dziś jest konikiem tego uroczego przedsiębiorstwa.
Zespół przedstawia swoje produkty jako naturalne, pozbawione konserwantów, sztucznych barwników, aromatów i całego tego badziewia. Ma być prosto, smacznie i w zgodzie z sumieniem, co zawsze szanowałem. Trzeba przyznać, że wychodzi to Jarosom na zdrowie, bo miody od lat zbierają zarówno znakomite opinie, jak i złote medale. Po szczegóły zapraszam na stronę producenta.
Tak więc szukałem, polowałem i w końcu też coś mam. Przygodę z Pasieką zaczynam od Maliniaka - królewskiego dwójniaka z dodatkiem świeżego soku malinowego.
Dwójniak Maliniak
Jako iż miodek sprezentowałem sam sobie, postawiłem na nieco tańszą wersję butelkową. Warto tu nadmienić, że opakowania ceramiczne firma wyrabia sobie podobno sama, co jest bardzo miłym smaczkiem. Wracając jednak do flaszki - kaliber 0,75, banderolka, zamknięcie na firmowy korek. Etykieta możliwie prosta, oldskulowa i wzbudzająca pewną nić zaufania. Na odwrocie dane kontaktowe i zwięzły opis trunku.
Nasz Maliniak ma barwę jasnego bursztynu w którym da się znaleźć różowy akcencik zawdzięczany zapewne dodatkowi. Cechuje się to także stuprocentową klarownością oraz zgrabnie rozwieszanymi na szkle nogami.
Piękny, słodki bukiet zapachowy złożony z miodu kwiatowego. Jest wyrazisty, nie trzeba się tu produkować i wwąchiwać, a jednocześnie nie ma tu tego raczej powszechnego w miodach pitnych poczucia ciężkości i lepkości. Aromat ma taką specyficzną lekkość i zwiewność, mimo niezaprzeczalnej mocy. Maliny uzupełniają background i stanowią tu szlachetny owocowy niuans. Zero wyczuwalnego alkoholu, natomiast kompozycja jest na tyle zgrana, że z czasem niemal jednostajna, na swój sposób deserowa i bardzo apetyczna. Harmonia jest tu kluczem.
Szlachetny, słodki, bardzo swojski w odbiorze trunek. Pijąc Maliniaka ma się ochotę zakręcić wąsy i chwycić za szablę. Nie jest on wybitnie gęsty i pod tym względem czuć, że to jeszcze nie półtorak, jednak jest absolutnie smakowity i satysfakcjonujący. Smak zdominowała fuzja miodu, akcentów kwiatowych i dojrzałych malin. Owoce wprowadzają tu pewną soczystość i świeżą kwaskowość, bardzo subtelną, ale jak wspaniale dopasowaną.
Całość nie zalepia, co jest moim zdaniem bardzo ważne i uprzyjemnia konsumpcję. Po przełknięciu ta dorożka wrażeń sprawnie i szybko wyhamowuje, pozostawiając mnie z solidnie przytemperowaną, delikatnie tylko słodkawą kwiatowością. Jest tu coś jeszcze i choć moje pierwsze skojarzenie to wanilia, to z czasem przychodzą mi do głowy migdały i przy tym ostatecznie pozostanę. Piękna rzecz.
Muszę jeszcze nadmienić, że mimo królewskiego woltażu jest to chyba najlepiej ułożony miód pitny, jaki miałem przyjemność pić. Zero nut alkoholu w aromacie, tyleż samo w smaku, delikatne i stosunkowo przyjemne rozgrzewanie w przełyku.
Są być może tańsze miody na rynku, ale podejrzewam, że zdecydowana większość temu ustępuje. A taka flaszeczka to przecież zabawa na kilka razy. Ewentualnie poleciłbym zrzutę w dwie-trzy osoby, bo ten bad boy z pewnością zadowoli taką grupkę i zapewni słodki wieczór.
Pasieka Jaros
Alkohol: 16% obj.
Data rozlewu: 27.04.2018
Wyprodukowano z naturalnego miodu pszczelego i świeżego soku malinowego, bez środków konserwujących i stabilizatorów.
tylko sprobowac
OdpowiedzUsuń