czwartek, 27 września 2018

Wizyta w Tleniu i miejscowy cymesik


Myślałem, że wyrobię się z urlopowymi wpisami do końca września, ale chyba jednak nie da rady. Niemniej jednak dziś krótka relacja z tułaczki i być może najciekawsze piwo z zabranych przeze mnie. Uwarzono je w odwiedzanym przeze mnie Tleniu, aczkolwiek ja nabyłem butelkę w sąsiadującym z Toruniem Przysieku, więc można rzec, że przywiozłem drewno do lasu. 

O piwie jednak za moment. Tleń to malutka wieś (według Wikipedii mniej niż 300 mieszkańców) znajdująca się tuż obok opisywanych niedawno Wierzchów, gdzie się tymczasowo zagnieździłem. Pod względem wielkości prezentują się chyba podobnie, natomiast Tleń wydaje się lepiej zorganizowany pod względem turystycznym, bo bez problemu znajdziemy tu ośrodki wypoczynkowe, pizzerie czy lodziarnie. Miejscowość położona jest w zielonym serduszku Borów Tucholskich nad rzeką Wdą i jeziorem Mukrz, gdzie w sezonie funkcjonują także kąpieliska. 



W tejże malowniczej okolicy funkcjonuje wspominany już na blogu Przystanek Tleń, który pełni role pensjonatu, restauracji oraz oczywiście browaru. O jakości serwowanego jedzonka może poświadczyć przyznane wyróżnienie Slow Food Polska, natomiast osobiście mogę pogratulować ambicji związanych z produkowanym piwem. Jako taki w zasadzie restauracyjny browar, Przystanek mógłby zapewne tłuc w kółko na małą skalę Weizena z Pilsem i chyba nikt nie miałby mu tego za złe, a tymczasem Pan Piwowar dostał chyba wolną rękę i w ofercie znajdziemy piwa nowofalowe, górniaka z polskim chmielem, owocowe Gose, Vermont IPA, ciemne mocarze czy w końcu piwa leżakowane w różnych beczkach, w tym także dzikusy. Powiedzcie, że to nie robi wrażenia. 



Przystanek znajduje się przy ruchliwej ulicy Bydgoskiej, tuż obok niewielkiego mostu. Na uboczu można znaleźć miejsce na ognisko, miejscową przystań kajakarską i ścieżkę do lasu, gdzie z moją lepszą połową skierowaliśmy się po obiadku. Nie wchodziliśmy co prawda zbyt głęboko, natomiast już dało się zauważyć, że miejsce jest niezwykle żywotne i spotkaliśmy przebiegające sarenki, liczne żaby oraz żmiję w zauważalny sposób szykującą się do ataku na moją nieskromną dupę. Co by nie napisać, to nie sposób odmówić jej dobrego gustu. 




RIS Brett Rum Barrel Aged 


Mam tutaj piwo jawiące się jako takie opus magnum Przystanku Tleń. Jest to solidny gabarytowo RIS fermentowany dzikimi drożdżami Brettanomyces Bruxellensis i dodatkowo leżakowany w beczkach po rumie, które kilkukrotnie w ostatnich lata udowadniały już, że są dosyć wdzięcznymi pojemnikami. 

Rozlano to do grubych butelek typu fikuśny bączek, które pięknie współgrają z białą, dobrą jakościowo etykietą. Informacji raczej tyle co trzeba, nie ma tu dłuższego opisu zawartości, choć są już choćby sensowne inforgrafiki. No i sympatyczny, wzbudzający zaufanie niedźwiadek. 

Zawartość oczywiście ciemna jak należy, w szkiełku praktycznie czarna i nieprzejrzysta. Piana nie zaskakuje i jak w większości podobnych piw jest niewielka i niezbyt trwała. 

Aromat z kolei jest intensywny i kompleksowy. Co ciekawe, z jakiegoś powodu mocno poszedł w takie soczyste, kwaskowe wiśnie i te wymieniłbym tu na pierwszym planie razem z czekoladą i kakao. Tak więc bombonierkowo jest, ale nie tylko. Sporo nut beczkowych, sporo wilgotnego drewna, rumu, brązowego cukru, może takiego przypalanego karmelu czy słodkich, suszonych owoców. Nie poszło to raczej w popularną stajnię, natomiast zakładam, że ten efekt kwaśnej wiśni to właśnie zasługa Brettów. 


Treściwy, uczciwy RIS z charakterem. Zadbano tu o odpowiednie odczucie w ustach i piwo jest gęste jak należy, nisko nagazowane i przyjemnie kremowe. Powiedzmy, że można się nim najeść - jest po prostu sycące. A w smaku przepiękny mariaż pralinek, czarnej kawy i znowu tych umiarkowanie kwaśnych wiśni. Daje to wrażenie, jakby dolano tu soku, bo całość jest na swój sposób nawet nieco rześka, soczysta właśnie. 

Budzi to pewne skojarzenia z popularnym Kwasem Theta, natomiast sok powodował tam niezbyt przyjemne drapanie w gardle, czego tu nie uświadczam. Jest lekko zaznaczona goryczka, potem pojawiają akcenty rumowe i drewniane, wchodzi też delikatnie wysuszający, popiołowo-kawowy finisz. 

Świetnie ułożone i dobrze przyswajalne piwo, a jednocześnie niezwykle kompleksowe i oryginalne. Oczywiście dokupiłem na miejscu drogą sztukę, która już sobie leżakuje w piwnicy. Browar dał czadu, więc jeśli będziecie mieli okazję, to nawet się nie zastanawiajcie. Piękna rzecz.


5 komentarzy:

  1. Coś mi mówi że trzeba to piwo kupić. Powiedz tylko ile kosztuje. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U źródła 18 zł. W sklepie nie pamiętam, chyba 20-22 zł. Tak czy inaczej ja mówię, że warto ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Wierzę Ci na słowo to jedno a po drugie kupię to piwo dla tej butelki. Piękna butelczyna. Wprost idealna na centralne honorowe miejsce na półce piwnej.

    OdpowiedzUsuń