Czyżby nowa fala zapukała do drzwi producentów miodów pitnych? Rynek jest ciekawy i sam dopiero w niego wsiąkam, choć nie sposób nie zauważyć, że miodziarze sięgają po bezpieczne dodatki, o ile w ogóle z takowych korzystają. A tu bęc - lubelski APIS wprowadza do oferty nowość z imbirem i chili.
Podchodzę do Wściekłej Pszczoły z nadzieją, ale i pewną dozą ostrożności - to są niebezpieczne dodatki, o czym jako beerloversi pewnie nie raz się przekonywaliście. I tyle właściwie w ramach wstępu, bo odpowiedzi na większość nurtujących nas pytań znajdziemy pod koreczkiem.
Wściekła Pszczoła
Buteleczka o pojemności 750 ml, model chyba nieużywany do tej pory przez spółdzielnię. Jest smukła, zgrabna i nowoczesna, ma też wygodny wykręcany korek. Etykieta odcina się od dotychczasowych, utrzymanych przecież w takim oldskulowym sznycie. Gdyby nowości było mało, to na rewersie znajdziecie luźny opis tego miodu. Całościowo nie jest to stylówka, którą bym się zachwycał, ale jeśli ma stanowić początek pewnej serii i kolejne premiery mają wyglądać podobnie, to nie mam nic przeciwko - to się trzyma kupy.
Kolorek lekko rozjaśnionego złota i stuprocentowa klarowność. Nie mam nic więcej do dodania.
Pachnie mi to oczywiście słodko, ale w taki, wiecie, zwiewny i niezapychający sposób. Nie można tu pisać o dominacji dodatków. Świeżo, kwiatowo, miodkowo. Napisałbym, że z akcentem owocowym, ale jeśli chodzi o sprecyzowanie... może lekkie wino? Białe i półsłodkie? A wracając do dodatków, to w ciemno nie wpadłbym, że tu są, a taki imbir przecież lubi zaznaczać swoją obecność. Niemniej jednak przyjemnie tu, bez śladu alkoholu.
Taki trójniaczek w gorący wieczór to nie jest zły pomysł. Wściekła Pszczoła jest miodem delikatnie słodkim, niezbyt pełnym i moim zdaniem dosyć przystępnym w odbiorze. Drugą porcję zapodałem sobie bardziej schłodzoną, z dodatkiem lodu, co rzeczywiście fajnie tu śmiga. Na wejściu dominuje dobrze znany i przyjemny charakter miodu (chyba) kwiatowego - świetny balans, ułożenie, do tego dosyć specyficzna nutka, którą wyłapuję czasami w miodach, a mi kojarzy się osobiście z migdałami.
Dano temu chyba wystarczająco czasu na ułożenie, bo wchodzi jak na te gabaryty dosyć szybko i bez wyraźnych oznak obecności alkoholu. Po przełknięciu wychodzą w końcu dodatki w postaci, a jakże, pikantności i rozgrzewania. Przeciąga się to, ale jest to rozgrzewanie niezwykle eleganckie, niedrażniące przełyku. Moim zdaniem w punkt, choć chiliheadom mogłoby być mało. Cóż, ja do nich nie należę. Aftertaste nie jest wytrawny, choć słodycz maleje i zostaję ostatecznie z takim subtelnym, miodowym echem.
Pszczoła ma ręce i nogi. Nie należy się jej bać, a jednocześnie stanowi krok w ciekawym kierunku i być może początek nowego rozdziału w historii spółdzielni APIS. Trzynaście koni mechanicznych to oczywiście nie są przelewki, aczkolwiek nadal uważam, że trunek zgrabnie komponuje się z tym wyjątkowo w ostatnim czasie nakoksowanym słońcem. No i wierzę, że się dobrze przyjmie, bo w innym przypadku spółdzielnia może uznać, że nie warto i zostanie przy swoich pewniakach.
Ja oczywiście zachęcam, by iść tą drogą. Czekam na więcej.
Spółdzielnia Pszczelarska APIS
Trójniak z imbirem i papryką chili
Alkohol: 13% obj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz