Dwa świeże piwa od kontraktowców z Poznania, które otrzymałem w prezencie. Piękne dzięki.
Mam tu odświeżoną wersją dosyć dobrze już znanego APA, czyli Hopken! Hopken!. Zmian nie nazwałbym kosmetycznymi, po poza innym chmieleniem (choć oczywiście nadal wyraźnie nowofalowym) dochodzi jeszcze dodatek suszonego grejpfruta i popularne ostatnio angielskiego drożdże. Panowie poszli więc z duchem czasu i zapowiada się ultrapijalne piwo.
Gehenna to już zupełna nowość w klimatach jeszcze bliższych mojemu sercu. Mocny stout na słodzie wędzonym torfem? Poproszę. Liczę na pazur, trochę agresji, sporo palonych bandaży, ale czekoladkę, kawkę i klasyczne, palone akcenty również mam nadzieję tu znaleźć.
Hopken! Hopken! 2.0
Styl: American Pale Ale
Ekstrakt: 11,5% wag.
Alkohol: 4,3% obj.
Składniki: woda; słody (pilzneński, płatki owsiane, bursztynowy); chmiele (Citra, Columbus, Magnum); suszony grejpfrut; drożdże S-04
Najlepiej spożyć przed: 09.2017
pasteryzowane, niefiltrowane
Etykieta lekko zmieniona w porównaniu z pierwszym Hopkenem. Grafika kojarzy mi się z tymi małymi kosmitami z Toy Story, ale to oczywiście tylko moja zwichrowana wyobraźnia. Ogólnie nie wiem skąd taki zamysł i nazwa, ale to jest oryginalny, przyjemny styl i ma moje błogosławieństwo. Piwo jednak składem różni się znacząco od poprzednika i trochę się dziwię, że nie ubrano go w nowe łaszki. Ludzie rzucają się głównie na nowości i Hopken! 2.0 może przejść bez większego echa. Być może niesłusznie.
Mętne to jak soczek i przywodzi na myśl popularne ostatnie Vermonty. W połączeniu z barwą bladej pomarańczy rozkosznie pieści oczy. Piana niestety dupna i raczej nie spodziewam się tu wielu bąbelków - prawie nic nie zdobi tafli.
Ależ soczyście w zapachu. Grejpfrut na pierwszym planie w towarzystwie limonki i liczi, a to przyprawione korzenną nutką Columbusa. Po ogrzaniu więcej estrów, takie gruszki i nektarynki, akcenty które mi kojarzą się właśnie z dobrym NEIPA. No ale chmiel wcale tu nie przygasa i całość przypomina taki seksowny, owocowy, tropikalny drink. Zajebiście.
Zgodnie z przewidywaniami zdecydowanie brak tu gazu - minus. Poza tym przyjemna lekkość, ale i gładkość od płatków owsianych. W smaku wytrawne, mega cytrusowe. Czerwone grejpfruty, cytryny, skórki cytrusów - no bajka. Jest też lekka, przyjemna cierpkość, zapewne od owocowego dodatku. Średnia goryczka a'la grejpfrut w ziołach, która pozostawia delikatnie ściągający posmak - również kojarzący się z grejpfrutem. No świetne to jest. Nutka tych fajnych estrów, trochę jasnego zboża dla balansu. To jest względnie proste, ale ultrapijalne i orzeźwiające piwo.
#teamgrejpfrucik, jestem zadowolony. Przymykam oko na to nagazowanie, bo poza tym wszystko tu śmiga jak trzeba: super kolorek, cytrusowa petarda w aromacie i smaku, fajne akcenty angielskich drożdży, przyjemna goryczka... Brawo, Golem.
Ocena: 8/10
Gehenna
Styl: Whisky Extra Stout
Ekstrakt: 18,0% wag.
Alkohol: 7,5% obj.
Zawiera: słód jęczmienny, żyto palone
Najlepiej spożyć przed: 31.03.2018
pasteryzowane, niefiltrowane
Ta etykieta budzi u mnie lekkie skojarzenia z South Parkiem. Ciekawy zabieg z karykaturami Golemowców - wypada to sympatycznie i lubię takie zabiegi. Nie ma pełnego składu, co pewnie jest spowodowane brakiem miejsca. Może kiedyś doczekamy się kontretykiet na tych bączkach?
W golemowym szkiełku Gehenna prezentuje się co najmniej apetycznie. Skromna, ale ładnie zbudowania stoutowa pianka zachęca do przybrudzenia wąsów. Samo piwo ciemne jak należy, przy nalewaniu lekko zamglone, a w samym szkle - czarne i nieprzejrzyste.
W aromacie wędzonka daje całkiem srogo, aż ślinianki się rozkręcają. Jakbym miał przed oczami tych robotników wylewających latem świeży asfalt. Jest i taka swojska, ogniskowa dymność, co ładnie wzbogaca całość. Dochodzą stoutowe akcenty kakao, pralinek, gorzkiej czekolady, ale i nutka słodsza, owocowa... Wędzona śliwka? Ciekawostka. Moc konkretna, da się to rozebrać na czynniki pierwsze. Złożony, słodki i zachęcający zapach.
Nagazowanie jest bliskie zeru, co trochę przeszkadza, ale okej - to stout. Jest średnie ciało i przyjemna gładkość, które pozytywnie wpływają na ogólnie odczucie w ustach. W smaku taka stonowana pełnia, której też trochę brakuje. Jest kakaowo, jest torfowo, jest smacznie. Pojawia się pasująca mi w tym stylu nuta kwaskowa, jak z czarnej kawy. Goryczka skromna, ale nie jest tu specjalnie potrzebna, bo to nie jest słodkie piwo. Finisz fajny, smak tu zyskuje na sile. Czarna kawa, mokre drewno i solidna torfowa wędzonka - no nieźle.
Piwo świetnie pachnie i jest smaczne, natomiast pije się to trochę jak taki session whisky stout. Lilith nie brała jeńców, więc spodziewałem się tu też trochę mocniejszego pierdolnięcia. No ja w każdym razie wolałbym nawet grudę torfu niż grzecznisia. Także aromat na piątkę, a co do reszty- c'mon, Panowie, stać Was na wincyj! Czekam na drugą warkę.
Ocena: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz