środa, 17 maja 2017

THREE BODY PROBLEM - Twigg próbuje w sztosy


Po jakichś dwóch latach przerwy wracam do browaru Twigg. Po piwach rozgazowanych przeplatanych czasami przegazowanymi, a niekiedy podobno również całkiem przyzwoitymi, wyklęty przez niektórych rzemieślnik podejmuje w końcu temat mocarzy. O Three Body Problem jest w zasadzie cichutko, a to bodajże dopiero trzeci Braggot w naszym hipsterskim, snobistycznym światku. 

Do tematu postanowiono podejść ambitnie i zamiast prostego klasyka otrzymujemy mieszankę na drożdzach belgijskich. Ciekawie. W kwestii miodu na bogato, bo jest tylko droższy gryczany, choć nie wiadomo jaki procent zasypu stanowi. 

Opakowanie wyróżnia się tylko za sprawą flaszeczki - to chyba pierwszy Twigg w porcji 330 ml. Inaczej nie zwróciłbym uwagi, bo ostatnio etykiety browaru są trochę zbyt do siebie podobne, choć jednocześnie niebrzydkie. W ogóle zmieniano je już niejednokrotnie, zapewne przez kiepskie opinie. Jest opis a'la naukowy bełkot oraz średnio sprecyzowany skład. 

Tworzy się tu czapeczka kremowej, świrniętej, strzelającej piany. Zniknęła natychmiast i nie ma po niej śladu. Sam trunek jest z kolei stosunkowo apetyczny, ciemnobursztynowy i lekko, równomiernie zamglony. 

W aromacie... słodko, a jak. A nawet słodziuchno. Przede wszystkim miodnie, z tym takim specyficznym gryczanym sznytem. Nieco dalej, ale tylko nieco, fajna mieszanka cukru kandyzowanego, karmelu, daktyli, ciastek zbożowych, gumy balonowej i delikatnie pieprznych fenoli charakterystycznych dla Belgów. Po ogrzaniu nasila się taki banan i dochodzi do tego goździk, co w połączeniu z wyraźnym miodem i słodami zapowiada tłuste piwerko. Całkiem sporo się tu dzieje. Jest apetycznie, a miodek w tym wypadku zachęca podwójnie. 

Nagazowano to fest, niemal szampańsko. Widać było po pianie i syknięciu spod kapsla. Dodam, że jest to refermentowane, więc oby w przyszłości nie walnęło - zostaliście ostrzeżeni. W grubych piwach dużo bąbelków to problem, ale... tu nie jest szczególnie grubo. Ciało raczej średnie, nie ma też przytłaczającej słodyczy czy wyraźnego oblepiania. W sumie tak półsłodko jest. Miód w smaku nie gra aż tak wyraźnej roli jak w aromacie i został zepchnięty na drugi plan. Zamiast tego wyraźna guma balonowa czy owocowe estry zahaczające o jabłko i banana. Są też dosyć nachalne fenole, które w tym stężeniu przypominają mi mniej udane warki Komesów. 

Goryczka średnio niska i ginie natychmiast pod niezbyt przyjemnym finiszem - zupełnie znika słodycz i zostaje pomarańczowa cierpkość doprawiona pieprzem. To jest takie ściągające, wywołujące grymas... Coś nie wyszło. 

Na plusik zaliczam przyzwoicie ułożony alkohol. Da się go oczywiście wyczuć, ale nie napiszę, żeby mi przeszkadzał. 

Three Body Problem ma swoje zalety, ale niestety w najważniejszym, smakowym aspekcie po prostu rozczarowuje. Znika miodność, znikają słody, a zostaje Belgia bez ambicji i w nie najlepszym wydaniu. Szkoda. 

Ocena: 5/10 


Styl: Belgian Buckwheat Braggot 
Ekstrakt: 23,0% wag. 
Alkohol: 10,5% obj.
Goryczka: 40 IBU
Składniki: woda; słody jęczmienne (Pale, monachijski, melanoidynowy, Abbey, Special B), słód pszeniczny; chmiele (East Kent Goldings, Magnum); inne (płatki owsiane, miód gryczany); drożdże
Najlepiej spożyć przed: 20.04.2018
niefiltrowane, niepasteryzowane, refermentowane

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz