czwartek, 15 czerwca 2017

Wiosenny RIS in Peace z kwiatem czarnego bzu


Po krótkiej przerwie na blogasku witamy ponownie AleBrowar. Nowa edycja sezonowej serii RISów zajęła drugie miejsce w facebookowym głosowaniu, więc nie mógłbym sobie odmówić przelania wrażeń na ekran monitora. RIS in Peace Sprng 2017, podobnie jak wariant zimowy, wzbogacono charakterystycznym dla danej pory roku dodatkiem - tym razem jest to kwiat czarnego bzu. Nuty kwiatowe w tym stylu nie są naturalnie czymś powszechnym, co wzbudza zainteresowanie i zachęca do zakupu. Nie muszę chyba jednak dodawać, że autorzy mieli ostatnio problem ze zgraniem się z nowym browarem w Lęborku i każde kolejne piwo (jak i nowe warki klasyków) nie zawsze spełniały oczekiwania. 

Świat bez AleBrowaru byłby jednak smutny i w tym wypadku trudno nie dać drugiej szansy. Czy tam nawet kilku drugich szans. Jak wracać na szczyt, to za pomocą RISa, co nie?

Zdecydowano się na butlę półlitrową, co mnie osobiście nie zniechęca. Hype jest umiarkowany, a ilości zapewne nie takie małe, więc to rozsądny wybór. Na niej nowa szata graficzna i ciekawy krój etykiety. Podoba mi się mniej niż stała oferta, bo i nic tu oczu specjalnie nie przyciąga, natomiast na pewno też nic nie przeszkadza. Na odwrocie pełny skład, krótkie pitu-pitu i trochę dodatkowych informacji. Wrócił stary kapsel, którego nawet mi brakowało.

Wiosenny RIS in Peace prezentuje nieźle. Kolorek ciemnobrunatny, nie mam zastrzeżeń. Piana względnie obfita, beżowa, ale też sycząca i dosyć szybko redukująca się do zera. 

Zapachy ze szkła są raczej z gatunku zwiewno-lekkich, czego nie należy mylić ze słabą intensywnością - ta jest co najmniej średnia. Z początku rzeczywiście atakuje tu kwiatowa słodycz. Można wyłapać trochę skórki pomarańczy, a także podstawę w postaci wilgotnego, świeżego pieczywa ciemnego. Brak niestety skojarzeń z RISem. Nie jest to zbrodnia, ale obecny zestaw nie dostarcza równie wiele wrażeń. 

Pierwsze łyki przynoszą mieszane uczucia. Na plus zaliczam całkiem solidne ciało, które nie kłóci się z tą wagą, choć przesadziłbym nazywając piwo gęstym. Jest i fajna gładkość. Smak natomiast... Jest mało RISowy, mało intensywny i po prostu nie dostarcza. Praktycznie nie ma czekolady, kawy czy akcentów palonych. Jest lekka kwaskowość, czarny bez, dojrzała cytrusowość od chmielu i słody w postaci, no nie wiem, karmelu czy toffi. Goryczka średnia i krótka, nie wyróżniająca się jakoś specjalnie. 

Posmak jest lekko mdły, ponownie na kwiatowy sposób, więc oto mroczna strona tych roślinek. Pojawia się nieco kakao i czarnej kawy, które niespecjalnie chcą się w to wpasować. Trzyma się to gęby długo, ale przy tym nie stara się nawet robić wrażenia. 

Kolejny minus - alkohol. Odparowuje retronosowo, troszkę podszczypuje i daje nawet delikatny efekt pieczenia papryczek. 

Nie warto było. Na moje coś chłopakom nie pykło. Tu nie ma całości, tylko poszczególne elementy, które nie chcą się zazębić. Nie ma też niestety podstawy z dobrego mocarza, a jeśli jest, to zjada ją dodatek tych kwiatków. Także trzymam kciuki za edycję letnią, a AleBrowar niech się uczy od kolegów - choćby od Szpunta

Ocena: 5/10

Styl: Russian Imperial Stout
Ekstrakt: 24,0% wag.
Alkohol: 9,8% obj. 
Składniki: woda; słody jęczmienne i pszeniczne (Pale Ale, Wheat Malt, pilzneński, CaraPils, Roasted Barley, Chocolate Wheat Malt), płatki owsiane; chmiele (Cascade, Tomahawk, Willamette); kwiat bzu czarnego; drożdże S-04
Najlepiej spożyć przed: 22.12.2017
niefiltrowane, niepasteryzowane

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz