Mini jubileusz, bo na blogu to już dwusetny wpis. Co prawda będzie widniał jako sto dziewięćdziesiąty dziewiąty, bo jedną reckę swego czasu ściągnąłem do wersji roboczej, ale nie bądźmy tacy szczegółowi. Na prawilną dwusetkę będzie artezanowe Szato.
A dlaczego Rowing Jack? Raz, że jest to stosunkowo świeża warka z Lęborka, gdzie od niedawna gnieździ się AleBrowar. Tak więc ciekawostka. Dwa, że było to pierwsze recenzowane przeze mnie piwo. 5 maja 2015. Nie tutaj, a na facebooku, bo pierwotnie chciałem prowadzić tylko fanpage. Życie zatoczyło koło.
Sporo się zmieniło od tego czasu. Pomijając samo powstanie bloga, bardziej przykładam się do fotek (ostrzenie nadal nie za bardzo wychodzi) i leję więcej wody w recenzjach. Pomimo tego, że piszę więcej, to do kwestii sensoryki podchodzę raczej z coraz większym dystansem, do czego Was również zachęcam. Nie bójcie się luźnych skojarzeń, za to w mordę nie biją.
Dzięki, że mnie śledzicie i dzięki, że czytacie. Ciekaw jestem też Waszych opinii na temat piw czy spraw, które się u mnie przewijają, więc nie bójcie się udzielać. Piona!
Rowing Jack
AleBrowar Lębork
Etykieta nieco się zmieniła od kiedy widziałem się z Jacusiem ostatni raz, ale dotyczy to chyba głównie materiału. Jest jakiś inny, też dobry. Znajdziemy tu morskie opowieści, pełny skład, ładne infografiki i oczywiście legendarnego pirata. Kapsel z tych nowych, kciukowanych. Klasa, jedna z najlepiej zapakowanych produkcji AleBrowaru.
W lilipucim szejkerku, który jest w rzeczywistości pozostałością po świeczce zapachowej z ikei, nowy-stary Rowing Jack prezentuje się niczego sobie. Złoto w barwie, lekkie i równomierne zamglenie. Piana niewielka, ale apetyczna i stosunkowo trwała. Skromna koronka też się znajdzie.
Z butli w nozdrza porządnie uderza świeżo ścięty świerk i żywica. Po przelaniu do szkła jest podobnie, choć dołącza do tego sporo nektarynek, pomelo i skórek cytrusów. Nieco na tyłach lekka i jasna podbudowa słodowa - trochę zbóż, trochę pieczywa. Zachęca.
Średnie ciało, średnia pełnia. Na wstępie dosyć wyraźna słodyczka, słody odzywają się głośniej niż w aromacie. Jest zbożowo, nieco karmelowo, mam też dziwne skojarzenie z brzoskwiniową nestea. W zamyśle nie jest to oczywiście west coast, ale moim zdaniem i tak tu za słodko na klasyczne AIPA. Sytuację nieco ratuje średnia, zalegająca, grejpfrutowo-żywiczna goryczka, jednak karmel osadza się na języku i podniebieniu i w efekcie zostaję z takim długim, słodko-gorzkawym finiszem. Nie do końca tego tu szukam, a i nie sekunduje to pijalności.
Nasycenie natomiast w sam raz, takie średnie w kierunku niskiego.
No to ponarzekałem sobie trochę, ale nie zrozumcie mnie źle - piwko jest całkiem smaczne, bez wad jako takich, a ze szkła znika bez większych oporów. Zapamiętałem je sobie jednak jako nieco... konkretniejsze, zbalansowane, takie w sam raz. Zawsze takie było czy ja odkleiłem się od rzeczywistości?
Ocena: 6/10
Styl: India Pale Ale
Ekstrakt: 16,0% wag.
Alkohol: 6,2% obj.
Składniki: woda; słody (Pale Ale, pszeniczny, wiedeński, Carapils, zakwaszający); chmiele (Simcoe, Chinook, Citra, Cascade, Palisade); drożdże Safale US-05
Najlepiej spożyć przed: 16.07.2017
niefiltrowane, niepasteryzowane
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz