Krótka przerwa w blogowaniu spowodowana przeziębionkiem. Nie będę Wam tu smucił, że aromat nikły, skoro w nosie ciała obce. Wracam z Hypnosem - olimpijskim bogiem i uosobieniem snu. A w interpretacji zasłużonych rzemieślników stał się nietypowym RISem. Z zaciekawieniem śledzę tę grubą serię Olimpu i z dotychczasowych piw byłem więcej niż zadowolony. Jej końca na razie nie widać, ale jak Zeus pozwoli postaram się wszystko zaprezentować na blogu. A co.

Opakowanie to olimpijski standard, a więc bączek z tłoczeniem butelka bezzwrotna i niezbyt precyzyjne lakowanie woskiem. Wiem, że to bajer, ale wypada dopracować. Etykieta ładna, w znanej chyba już wszystkim stylistyce. Nieco się różni od większości, bo brak tu wyraźnego motywu przewodniego, takiego oczołapa, ale podoba mi się. Opis, pełny skład, jakieś formalności. Na plus.
W szkle wygląda to na czarne, ale strumyczek w trakcie nalewania był jednak raczej ciemnobrązowy. Pianka ni to beż, ni to krem. Niewysoka, ale trwała i solidnie brudząca szkło.
Ciekawe, nieco eksperymentalne piwo. Smaczne i udane, daje mi to, co obiecywało. Mimo braku potężnej goryczki zapisuję je w pamięci jako stosunkowo agresywne i wyraziste. Inną kwestią jest to, że wolę RISy w nieco bardziej klasycznym wydaniu. Ten na pewno znajdzie swoich fanów, ale specyficzny charakter raczej podzieli ludzi. Spróbujcie.
A Olimp niech się bawi w te mocarze.
Ocena: 7/10
Styl: Belgian American RIS
Ekstrakt: 24,0% wag.
Alkohol: 9,5% obj.
Goryczka: 86 IBU
Składniki: woda; słody (pilzneński, Abbey Castlemalting, monachijski, pszeniczny prażony, Special B, karmelowy 600, Carafa III Special); chmiele (Chinook, Amarillo), dodatki (płatki owsiane, jęczmień prażony, cukier Muscovado); drożdże FM 21 Odkrycie Sezonu
Najlepiej spożyć przed: 1.04.2019
niepasteryzowane, niefiltrowane
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz