Poczciwa Raduga nie gościła w tym, ekhem, zacnym miejscu od czasu świetnego 2028, a troszkę przecież zdążyło się wydarzyć. Do najgłośniejszych premier można z pewnością zaliczyć ostatnie dwie, czyli luźną kontynuację gwiezdnej, wysokoballingowej serii. Kontrowersyjny Solaris zdążył mi już umknąć, także szczęście mnie nie opuszcza, ale jest jeszcze Meteor, czyli Barley Wine. Mniej głośne, a bardziej tajemnicze, więc dla mnie to nawet lepiej.
Podobnie jak wspomniany RIS, Meteor cechuje się bardzo wysokim ekstraktem, który idzie oczywiście w parze z zawartością rozweselacza. Zauważyłem też informację o rocznym leżakowaniu, co właściwie nie zaskakuje, bo z tego co pamiętam polewali już te piwa kilka miesięcy temu na jakimś festiwalu.
Etykieta, podobnie jak w przypadku ciemniejszego brata, dyskretnie sugeruje sztosiwo. Grafika sama w sobie jest bardzo elegancka, takie art deco (tj. stara kreskówka z Batmanem), a dodatkowo jeszcze się to mieni. Wreszcie dorwałem też radugowy kapsel, którego brakowało mi w kolekcji zdominowanej przez blachy Pinty. O samym piwie nie za wiele, brak też browaru w którym to powstało.
Piwo jest bursztynowe, liźnięte nawet lekko rubinem, żeby przyjemniej dla oka było. Na plus zaliczam też niemal stuprocentową klarowność. Piana barwy kremowej, niestety szczątkowa i od początku obecna głównie w postaci pierścienia.
Wita mnie tu bardzo ciężki i bardzo zawiesisty aromat. Jakkolwiek by to brzmiało, jest zdecydowanie przyjemny. Słodko, słodowo, z dominującymi nutami karmelu, toffi czy świeżego, wilgotnego ciasta. Jest i garść suszonych owoców w postaci daktyli, rodzynek, a nawet czegoś bardziej rześkiego... Wiśnie w likierze? Szlachetnie i zachęcająco, naprawdę trudno się czegokolwiek przyczepić.
Hmm. Mimo niespotykanie wysokiego ekstraktu, Meteor nie okazuje się wcale zauważalnie cięższy w odczuciu od innych Barley Wine polskich rzemieślników. Zadowala, choć nie zaskakuje, a jednak trochę tego oczekiwałem. Całkiem przyjemnie grają w nim drobne bąbelki w niskim stężeniu.
Piwo pozostaje oczywiście pełne i treściwe. Więcej tu tego ciasta niż zapowiadał zapach, więcej nut opiekanych, choć te wypieki mają też słodką karmelową polewę. Znajduję tu też przyjemne akcenty owocowe w postaci fig czy rodzynek, które fajnie się w tym towarzystwie odnajdują.
Ku mojemu zaskoczeniu, dalszy etap okazuje się dosyć gorzkawy. Sama goryczka nie wybija się znacząco, ale jednocześnie zalega w niezbyt przyjemny sposób. Jest taka pestkowo-skórkowa, jak winogrona pozbawione miąższu. W teorii kontra wydaje się tu potrzebna, ale okazuje się po prostu za duża na to piwo i wnosi niezbyt przyjemną, ściągającą cierpkość. Jest na tym finiszu trochę słodyczki, która ratuje całość i próbuje nadać odpowiedniej równowagi, ale nie do końca sobie radzi.
Na pochwałę zasługuje z kolei całkiem dobre ułożenie. Te czternaście procent rozgrzewa nie bardziej niż powinno, nie ma tu jakichś akcentów wódczanych i jest to po prostu piwo uczciwe, gotowe do spożycia. Dwanaście miesięcy zrobiło mu dobrze, choć nie mam wątpliwości, że procenty się zgadzają - mniej więcej od połowy buteleczki moje obawy przed dniem kolejnym zdają się zanikać, a dziewczęta z Take Me Out zyskują na urodzie.
Koniec końców jednak z dużej chmury mały deszcz. Meteor z Radugi oczywiście pije się bez bólu, mimo moich narzekań. Nie musicie żałować zakupu, jeśli już to piwo posiadacie, ale moim zdaniem nie jest to po prostu do końca to, czym być miało. Jest w porządku - jak większość rodzimych Barley Wine.
Browar Raduga
Styl: Barley Wine
Ekstrakt: 32% wag.
Alkohol: 14% obj.
Najlepiej spożyć przed: 01.2023
niefiltrowane, pasteryzowane
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz