Nowy, trzeci już Bober. Zapowiada się nam całkiem płodny kontraktowiec. Tym razem postawiono na piwo ciemne, a konkretnie American Porter. Tu muszę uderzyć się lekko w pierś, gdyż na facebooku zapowiedziałem to piwo jako nowofalowe (w domyśle nachmielone), a w trakcie lektury okazało się, że styl to nie jest to do końca odpowiednik American Stoutu.
Z tego co rozumiem w kwestii chmielenia piwowara ogranicza głównie wyobraźnia - można sypać dużo, można też postawić na słody. Biorąc pod uwagę, że Dark Angel przyprawiono niemieckim Hallertau i amerykańskim Summitem, nie nastawiam się tu na jakąś owocową orgię. Czy jest to powód do zmartwień? Absolutnie nie, bo praktycznie nie mamy wyboru w bardziej klasycznych, lżejszych ciemniakach.
Etykieta z grubsza kontynuuje wątek postaciowy rozpoczęty przy okazji piw premierowych, choć widać tu niewielkie zmiany. Anioł machnięty w troszkę inny sposób, doszedł taki elegancki font i przyjemny kolorek. Pamiętajcie, że prawdziwi mężczyźni różu się nie boją. Moim zdaniem kroczek w dobrym kierunku, natomiast moja dziewczyna wolała poprzednie ety. Z opinią jak z dupą.
Nie wyróżnia się to w szkle specjalnie. Barwa się jak najbardziej zgadza, jest ciemnobrunatna, a mimo niedawnej podróży z pod pachą kuriera strumień wygląda na niemal klarowny. Piana, mimo przyzwoitych gabarytów, nie grzeszy trwałością i widocznie się dziurawi, natomiast trudno też nazwać ją brzydką. Ot, była i jej nie ma.
Aromat mówi mi, że Hoppy Beaver zaliczy swój trzeci test. Przy pierwszych niuchach mam tu mocne skojarzenia z... niedawno degustowanym Komesem Vintage. Mam tu na myśli taką charakterystyczną nutę płynnej mlecznej czekolady w towarzystwie jakiegoś karmelu czy toffi. Bardzo to fajne, natomiast zmienia się ze wzrostem temperatury i dostaje takiego klasycznie chmielowego akcentu i jakby kawy ziarnistej, które z kolei stłamsiły to początkowe wrażenie słodyczy. Wydaje mi się, że przemyka tu też momentami lekko egzotyczny charakter Summita w postaci takiej skórki pomarańczy. Całość średnio intensywna i rozbudzająca apetyt.
Pierwszy łyk rozwiewa wątpliwości - rzeczywiście nie jest to taki American Porter, jakiego początkowo się spodziewałem. Mój błąd, niemniej jednak nie ma mowy o rozczarowaniu, bo piwo jest po prostu bardzo dobre. Ta premiera cieszy mnie tym bardziej, że od dawna mierzi mnie brak na rynku klasycznych, stosunkowo lekkich Porterów.
Dark Angel jest dosyć gładki i nabiera momentami przyjemnej puszystości dzięki fajnej pracy bąbelków. W smaku okazuje się raczej wytrawny, choć wyrazisty i skutecznie odróżniający się od mocniej upalonych Stoutów. Tu rządzi przede wszystkim czarna zbożówka, przypalany karmel i spód od ciasta. Można w tym wszystkim dorwać przyjemny chmielowy akcent, choć jest on raczej klasyczny, zielonkawy.
Czuć tu bardzo fajną goryczkę o niejednoznacznym charakterze - trochę ziemista, trochę odsłodowa i przypalana. Nie jest mocna (i mocna moim zdaniem być nie powinna), ale na pewno fajnie zaznaczona i nadająca konkretnego charakteru. Następnie przychodzi dosyć długi, średnio intensywny, nieco gorzkawy finisz. Rozgryzione ziarno kawy, orzechy w skórkach, wspomniana wcześniej ziemistość. Szanuję, pije się to z uśmiechem na twarzy.
A więc znowu dosyć klasycznie. Napiszę tak: szukam na polskim rynku takich piw do picia. Lżejszych, raczej prostolinijnych ciemniaków. Podobno się nie sprzedają, nad czym ubolewam. Mimo wszystko zachęcam Was do sięgnięcia po Dark Angel, bo raczej nie znajdziecie w tej chwili odpowiednika od polskiego rzemieślnika. Hoppy Beaver najwyraźniej dobrze się czuje w tej niszy i mam nadzieję, że się nie przejedzie, bo wszystkie trzy dotychczasowe napitki uważam za bardzo dobre w byciu tym czym są, a jest to swego rodzaju sztuka.
Browar Hoppy Beaver
Kontraktor: Browar Beer Bros.
Styl: American Porter
Ekstrakt: 14% wag.
Alkohol: 5,6% obj.
Składniki: woda; słody (Pale Ale, Caramunich III, Caraaroma, czekoladowy, Carafa III); chmiele (Hallertau, Summit); drożdze S-04
Najlepiej spożyć przed: 15.10.2018
niefiltrowane, pasteryzowane
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz