sobota, 20 sierpnia 2016

Co by mi szkodziło być patologicznym?!


Może to przynęta, może nie. Czytając felieton Piotra Nowaka z portalu strajk.eu, wyobrażałem sobie autora jako takiego ultrakonserwatywnego piwosza, który nie nadąża (i nadążać z jakiegoś powodu nie chce) za piwną rewolucją. Skąd w ludziach ten strach? Oczywiście odsyłam do lektury

Tekst skupia się na dwóch grupach miłośników piwa, które Pan Nowak określa mianem patologicznych. Pierwsza z nich to Sebixy żłopiące w miejscach publicznych i nawet rozumiem to rozgoryczenie, bo sam nie tak dawno zostałem oblany piwem na koncercie. Kto wychodzi z pełnym kubkiem w taki ścisk i zaczyna tańcować? Nie można chociaż upić połowy i wtedy ruszyć w tango? 

Druga grupa to oczywiście piwne świry, takie totalne snoby, co to gardzą produktami koncernów i przy okazji ich miłośnikami. I z tym też nawet byłbym w stanie się zgodzić, bo popadanie w skrajność z reguły nie jest niczym dobrym i podnosi mi ciśnienie. Przekaz tego felietonu jest jednak taki, że za snobizm uznaje się już choćby najmniejsze zainteresowanie piwem, najmniejszą wzmiankę o procesie jego powstawania czy najmniejszą próbę przekonania do kraftu kogokolwiek. 

To już nie ma nic pomiędzy? Albo żłopiesz Harnoldy, albo jesteś burżujem i chamem? Wydaje mi się, że jednak 90% miłośników rzemiosła po prostu lubi wypić smaczne piwo, odkrywać nowe style, a w czasie grilla bez bólu sięgnie po prostego pilsa i nawet (ło matko) wypije go z gwinta. Co z tą grupą? Gdzie tu jest zło? Rozumiem, że lewicowy portal wolałby, żeby wszyscy byli równi i pili to samo, ale te czasy się już skończyły i grzechem jest nie próbować nowych rzeczy. 

Pozwolę sobie wyciągnąć z tekstu kilka kwiatków i je skomentować. 

Sypią z rękawa poziomami fermentacji, nazwami belgijskich klasztorów, a o odmianach amerykańskiego chmielu mogliby bajdurzyć (lubię to słowo) do śmierci. Zgon w ich towarzystwie następuje nie tyle z przepicia, co z nudów, bo piwni pasjonaci są jednostkami zupełnie niestrawnymi społecznie. 

Takie dyskusje mają chyba miejsce głównie w multitapach, a tam jednak zbierają się osoby zainteresowane sprawą. Kto w takim razie się tam nudzi? Brzmi to tak, jakby autor został wyciągnięty na piwo w takie miejsce i miał uraz do całego świata, bo siedział z boku i nie był w temacie. I jeszcze piwo takie gorzkie. W takiej sytuacji winiłbym raczej znajomych, którzy mnie w to wpakowali. 

Oprócz poczucia humoru cechuje ich również poczucie mesjanizmu. Potrafią godzinami zadręczać opowieściami o nieuświadomionym społeczeństwie, oszukiwanym przez producentów siurów, który wypaczyli nad Wisłą pojęcie piwowarstwa i przyzwyczaili lud tej ziemi do niskich wymagań.

To jest ciekawa kwestia. W jaki sposób zainteresowaliście się piwem? Ktoś Was do tego zmusił? Ja np. dowiedziałem się o istnieniu kraftów z sieci i sam zacząłem szukać, sam zakupiłem, spróbowałem i polubiłem. Jestem przekonany, że większość beer geeków po prostu chciała czegoś lepszego niż koncernowy lager. A co do tych producentów siurów, to taka jest prawda – bajeczki o pradawnych recepturach i chmielowej duszy, a na opakowaniach medale dziwnego pochodzenia… Nikt nikomu nie broni lubić Tyskiego, ale chyba warto mieć świadomość, że jest coś więcej

Często sami posiadają w domach swoją produkcję, zamawiają na ebayach drogocenne szyszki i zamieniają kuchnie w browary, co czasem kończy się rozpadem życia rodzinnego. 

No tutaj już dostajemy bilet na onkologię. Może jakiś przykład? Kobiety kochają facetów z pasją, a umiejętność zrobienia dobrego piwa wzbudza ogólny szacun, więc piwowarzy domowi mogą spać spokojnie.

Warto mieć się jednak na baczności widząc “sebę” radośnie wkraczającego do metra z puszką w dłoni, a już na pewno – gdy słyszymy jakieś szepty o dolnej fermentacji. 

Jasne, wyobrażam sobie, jak zgraja brodatych hipsterów w zerówkach podbiega do obcego człowieka i zaczyna go wypytywać o piwo. Cienka jest linia między piwoszem a świadkiem Jehowy. Brakuje jeszcze wzmianki o tych wszystkich ofiarach piwnych Mesjaszów, które to zostały pobite i skopane za miłość do Perły. 

Nie da się ukryć, że tzw. piwne świry to już swoista subkultura. Piwna hipsterka. Jak więc w każdej podobnej grupie zapewne można i tutaj znaleźć jednostki szkodliwe i trochę zbyt przejęte sprawą. Być może Pan Nowak został urażony właśnie przez taką osobę, ale nawet w takiej sytuacji wypadałoby jednak zaznaczyć, że samo zainteresowanie piwem nie robi z nikogo antychrysta. Tak jak zainteresowanie kuchnią, motoryzacją czy architekturą skandynawską. 

Pod postem na fanpejdżu strajku toczyła się jeszcze mała dyskusja na temat tego, czy nieznajomość burżujskich gatunków piwa to ignorancja. Jasne, że nie. Natomiast szufladkowanie i wyolbrzymianie sprawy bez jakiejś konkretnej wiedzy można już chyba pod ignorancję podciągnąć. 


Sprawdź to: 
Kwaśniewski, brzoza i zakonnica - kontrowersyjne etykiety polskich piw 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz