Styl: Imperial Stout
Ekstrakt: ?
Alkohol: 11,0% obj.
Goryczka: 85 IBU
Najlepiej spożyć przed: 1.04.2024
Przenosimy się znowu do Danii, ale już nie za sprawą Mikkellera. Hornbeer to minibrowar założony w 2008 roku przez Gunhildę i Jorgena Fogh Rasmussenów - nie wiem czy jest to małżeństwo, czy rodzeństwo. Omawiany dziś napitek już w roku założenia browaru zdobyło tytuł najlepszego piwa w Danii, a w 2013 wygrał brązowy medal na European Beerstar. Zapowiada się fajnie.
Mamy tu do czynienia z imperialnym stoutem. Wyróżnia go z pewnością nietuzinkowy dodatek w postaci rumu oraz leżakowanie w dębowych beczkach. Nie widzę daty rozlewu do butelek, ale podejrzewam, że dają mu okrągłe 10 lat terminu ważności, więc wychodzi, że ten egzemplarz ma już ponad 2 lata. Na moim etykiecie widnieje 11% alkoholu, choć w sieci częściej podają 10% - może wlali więcej rumu czy coś?
Sama etykieta jest, hmm... specyficzna? Warstwą graficzną zajmuje się założycielka, Gunhilda, która jest również malarką. W sklepie od mojej Panny usłyszałem, że piwo wygląda ohydnie i mam go nie brać. Po części się zgadzam, jednak winą obarczam ten pieprzony comic sans, który tak bardzo został przytulony przez browar. DLACZEGO?! Papier natomiast jest bardzo dobry jakościowo, a półlitrowa butelka zamknięta firmowym kapslem.
Pirat jest czarny jak należy, nie przepuszcza chyba nic. Piana w kolorze apetycznego ciemnego brązu tworzy się równie chętnie, jak dziurawi. Mimo wszystko trwałość średnia i lekka tendencja do koronkowania. Nie jest źle.
Pachnie słodko, intensywnie i zajebiście. To nie jest tak, że pomylisz to piwo z rumem, ale moim zdaniem to dobrze. Ten rum jest jak najbardziej obecny i genialnie wkomponowany. Stanowi uzupełnienie dla kakao, pralin, kawy ziarnistej i ciemnych owoców. W ciemno chyba nie wyłapałbym tu beczki, ale jak się poszuka, to przemyka cichaczem w tle. Przyjemniutko.
Niskie nagazowanie - bardzo dobrze. Troszkę brakuje tu ciała jak na te gabaryty, Pirat jest za cienki, ale smakowo po prostu kopie kubki smakowe. Początkowo jest jeszcze ugładzone, półsłodkie, taka gorzka czekolada i lekko kwaskowa kawa. Po przełknięciu przychodzi średnia palona goryczka i kwintesencja tego piwa - finisz. Bardzo wyrazisty, długi i złożony. Jest kakao, wyraźna wanilia z beczki, subtelna i przyjemna alkoholowość, a wszystko mocno podrasowane tym rumem. Najdłużej z tego utrzymuje się na podniebieniu właśnie gorzkie, porządne kakao.
Troszkę grzeje w przełyk, no ale przy tym woltażu jest to do przełknięcia, bo nie jest to jeszcze chamskie gryzienie. Brakuje mi tu głównie tej RISowej gęstości, bo choćby ostatni Imperator mógł się pochwalić lepszym ciałem. Poza tym naprawdę świetne piwo. 23 zł za pół litra zagranicznego RISa z beczki to dobry deal. Zainteresowanym polecam bydgoski Leclerc.
Ocena: 8/10
Sprawdź to:
[Browar Jana] Zajcew - Recenzja piwa
delektacja piwem
OdpowiedzUsuń