Kontraktor: Browar na Jurze
Styl: Porter Imperialny
Ekstrakt: 24,7% wag.
Alkohol: 9,1% obj.
Goryczka: 109 IBU
Skład: woda; słody (pilzneński, monachijski typ I, jęczmienny, diastatyczny, wiedeński, Caramunich typ III, Caraaroma, Carafa Special typ I); cukier, chmiele (Amarillo, Ahtanum, Centennial, El Dorado, Mosaic, Zeus); drożdże Saflager W 34/70
Najlepiej spożyć przed: 23.06.2017 (warka nr. 6)
pasteryzowane, niefiltrowane
Miała dziś być recenzja rumowego RISa z browaru Hornbeer, którego kupiłem sobie na otarcie łez, bo myślałem, że znowu ominął mnie Imperator. A jednak nie, dorwałem go. Spotykamy się dopiero przy szóstej warce. Oczywiście o kultowym piwie Pinty napisano i powiedziano już wszystko, no ale wypada, żeby znalazł się na blogu. Przemawia za tym też fakt, że trafiały się gorsze edycje i każda nowa wzbudza sporo emocji.
Piwo to oczywiście nieźle podkręcony porter bałtycki, a więc nasza rodzima specjalność. Prawie 25 stopni ekstraktu i 9,1% alkoholu - zapowiada się słodko. Ciekawym zabiegiem jest przyprawianie piwa po amerykańsku długą listą nowofalowych chmieli, które oprócz tropików powinny dać odpowiednią goryczkową kontrę dla tej słodyczy. Pojawia się tu też ryzyko, że wyjdzie z tego po prostu mocne, czarne IPA. Niby nie jest to zbrodnia, niby lubię ten styl, ale porter to jednak porter.
Butelka oczywiście 330 ml, firmowy kapsel i bardzo dobra jakościowo etykieta, z tych takich foliowatych. Przyjemne barwy, nawiązanie do morza, całkiem sympatycznie wykonana grafika. Wygląda to szlachetnie, nie mogę się przyczepić. Na odwrocie po pintowemu - mnóstwo informacji, pełny skład i morskie opowieści. Czas wypuścić Imperatora na wolność.
Piwko jest ciemnobrunatne, w szkle niemal czarne i nieprzejrzyste. Imperator Bałtycki zawsze mógł pochwalić się zaskakująco ładną pianą i to się nie zmieniło. Ciemnobeżowa czapa tworzy się w przyjemny dla oka sposób, ładnie zdobi szkło i opada dosyć powoli.
Pachnie to intensywnie i szalenie owocowo, a więc jednak poszło w chmiele. Pierwsze skojarzenie to dojrzałe pomarańcze, mandarynki i białe winogrona, może z nutą ciemnych słodów i świeżej śliwki. Ogrzewanie i czas robią jednak swoje i aromat mocno się zmienia, bo cytrusy cofają się nieco i wpuszczają na front świeże, ciemne pieczywo, likier wiśniowy oraz gorzką czekoladę. Byłoby więc bardzo dobrze, gdyby całość zbyt szybko nie traciła na mocy - to mój jedyny zarzut.
Czuć tu ten ekstrakt, nie można zaprzeczyć. Dużo ciała, piwo jest gęste i bardzo wyraziste. W smaku chmiel schodzi na drugi i dominuje strona słodowa - zdecydowanie jest to porter. Jest tu mleczna czekolada, kakao, dużo skórki ciemnego pieczywa i pumpernikiel. Czuć też wyraźnie czarną kawę. O dziwo wcale nie jest aż tak słodko. Czuć tu echo tych cytrusów, ale to naprawdę tak, jakby wpadł do piwa kawałek skórki pomarańczy - coś tam zmienia, coś tam się dzieje, ale niewiele. Goryczka raczej średnia i głównie chmielowa, jednak dodatkowo podbija ją alkohol i piwo troszkę gryzie w przełyk. Na finiszu przez chwilę takie subtelne echo tej pomarańczy i wchodzi długi, gorzkawy i oblepiający posmak kakao z czarną, mocno paloną kawą - bomba! A z ogrzewaniem znowu wychodzi w nim ta skórka pomarańczy, więc życie zatoczyło koło. Nagazowanie w stronę niskiego, czyli idealne.
Jeśli kiedyś to piwo było jeszcze lepsze, to naprawdę czapki z głów i pokłony. Szósty Imperator to szalenie smaczny, satysfakcjonujący i złożony trunek degustacyjny. Jeśli będzie okazja, bierzcie śmiało.
Odradzam też kupowanie dziesięciu sztuk na leżak, bo pojawiają się już głosy, że piwo dużo traci z czasem, a odbieracie szansę spróbowania go innym. Alkohol prawie nie przeszkadza, natomiast chmiel jest tak zgrabnie wkomponowany, że mi byłoby go po prostu szkoda.
Ocena: 8,5/10
Sprawdź to:
[Browary Łódzkie] Porter Łódzki - Recenzja piwa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz