Styl: American Pale Ale
Ekstrakt: 11,6% wag.
Alkohol: 4,9% obj.
Skład: woda; słody (Pale Ale, monachijski, pszeniczny, zakwaszający); chmiele (Chinook, Citra, Cascade); drożdże US-05
Najlepiej spożyć przed: 6.08.2016
niepasteryzowane, niefiltrowane
Drugi z kolei kultowy reprezentant polskiego rzemiosła, który dosyć późno wpada mi w łapy. Shark to oczywiście owoc kooperacji blogera Tomka Kopyry oraz Wojtka Frączyka z browaru Widawa - obu Panów raczej przedstawiać bliżej nie muszę. Piwo swego czasu cieszyło się mianem najmocniej chmielonego w kraju i w sumie nie wiem kto i czy w ogóle zabrał mu już ten tytuł. Wbrew pozorom nie jest to jakieś imperialne IPA, a lekkie APA. Lekkie i jednocześnie agresywne, wyraziste, orające przełyk goryczką. Trzeba mieć łeb, żeby takie rzeczy wychodziły pijalne, więc przekonajmy się.
Znam podejście autorów do butelek 330 ml, no ale ja mam jednak inne i przy tym woltażu wolałbym pół litra. Etykieta natomiast prezentuje się całkiem fajnie z tym żółtym tłem i prostą grafiką. Brak tu opisu, brak jakichś dodatkowych informacji, ale przynajmniej jest pełny skład. Kapsel czarny i goły. Może być, szału nie ma.
Żywieckiego szejkera nie wybrałem złośliwie. O dziwo lubię z niego korzystać przy lżejszych trunkach, więc sory, taki kaprys. A Rekin? Kolor przybrudzonej pomarańczy i takie umiarkowane, równomierne zmętnienie. Spora czapeczka białej, dziurawej piany o średniej trwałości. Niewiele po niej zostaje i nie za bardzo rozwiesza firanki. Tak sobie, choć nie ma się czego wstydzić.
Pachnie średnio intensywnie i naprawdę przyjemnie. Zdecydowanie dominuje chmiel w najlepszej postaci: dużo mango, potem pomarańcze, mandarynki, grejpfruty, liczi. Jest i sosnowa żywiczność. W gruncie rzeczy na słodko, owoce są dojrzałe. Przebija się spod tego też trochę słodu pszenicznego, który pięknie wkomponowuje się w całość. Nie jest to jakaś aromatyczna bomba i orgia dla zmysłów, ale zdecydowanie na plus.
Dosyć wytrawne piwo, nie ma tu zbyt wiele słodyczy. Półpełne, początkowo niezbyt wyraziste. Średnie nagazowanie, jak najbardziej pasuje. Jest przyjemnie lekka podstawa słodowa zmiksowana z żywicą i skórkami cytrusów. Od pierwszego łyka uderza jednak mocna goryczka o grejpfrutowo-ziołowym profilu. Tworzy cały aftertaste i trochę zalega, bo nie ma tu za bardzo czym jej kontrować, ale nieco bardziej doświadczeni zawodnicy nie powinni mieć z nią większych problemów. Pije się więc stosunkowo lekko i jest to raczej napitek na kilkanaście minut zabawy.
Z pewnością jest to APA wyróżniające się goryczką, choć równie dobrze można powiedzieć, że brak tu balansu i piwo jest przechmielone. Wypiłem je ze smakiem i kasy nie żałuję, ale nie przemawia do mnie w stu procentach tęsknić też specjalnie nie będę.
Ocena: 6/10
Sprawdź to:
Apple Wheat i APA z browaru Amber
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz