sobota, 7 października 2017

Komes RIS 2017. Czy jest poprawa?


Skoro wszyscy rzucili się na komesowe Barley Wine, to ja postanowiłem wrócić do RISa, który to doczekał się świeżej warki. Nie dało się nie zauważyć, że piwko w zeszłym roku zebrało cięgi od blogerów i rozczarowanych klientów, którzy prawdopodobnie do dziś leżakują zakupione w pośpiechu flaszki z nadzieją na lepsze ułożenie. Może uda się tam nieco przykryć alko, jednak moim zdaniem zeszłoroczny Komes Russian Imperial Stout był jednocześnie piwem nieco wypranym ze smaku i bez potencjału na coś dobrego.

Warto się jednak poświęcić i sprawdzić, czy tym razem miłosławska Fortuna wyciągnęła wnioski i uwarzyła coś lepszego. Łatwo dostępny RIS za ludzki piniądz jest w końcu pewnym ewenementem. 

Komes jak Komes, nie trzeba za wiele pisać o etykiecie. Może tylko tyle, że niebieski nie tworzy dobrego połączenia z czarnym tłem, podobnie jak w przypadku ostatniego Doktora. Obiecujący opis, pełny skład, informacja o leżakowaniu, firmowy kapsel. Generalnie wygląda to szlachetnie, a osiągnięto ten efekt raczej niewielkim kosztem. 

Zawartość butelki jest ciemnobrunatna, zdecydowanie nie czarna. Na moje oko z grubsza klarowna. Piana ssie pałkę i syczeniem potrafi zagłuszyć telewizor, a leci akurat Mad Max. Beż, średnie i grube oczka, nieco mydlana struktura i kiepska trwałość. 

Pod względem intensywności nie jest to do końca to, czego oczekiwałbym po stylu. Pachnie, ale co najwyżej ze średnią mocą. Jest tu dosyć słodko, czekoladowo i to właściwie wszystko co w pierwszej chwili mogę wyłapać. Po minucie czy dwóch tutejszy bukiet wydaje się być zdominowany przez jabłka i chciałbym na nie trochę ponarzekać, jednak mają przyjemny, słodkawy charakter. Może jednak robota estrów, a nie aldehydu octowego? A może to te owiane otoczką tajemniczości ukraińskie chmiele? Przy okazji można wyłapać trochę wiśni w likierze. Tak więc ogólnie przyjemnie, nietuzinkowo, bez ordynarnego alkoholu, ale i zdecydowanie bez RISowego pierdolnięcia.

Można napisać, że smakowo jest również bez szału. Komes RIS to piwo wyraziste, mleczno-czekoladowe, fajnie uzupełniane akcentami mocno palonej kawy i lukrecji. Nie jest wcale wytrawne, a raczej półsłodkie. Ponownie niestety nie udało się tu osiągnąć poszukiwanej przeze mnie w mocarzach gęstości. Piwo odchudzone, na diecie, ocierające się nawet o wodnistość. Muszę też wspomnieć o odrobinę zbyt wysokim wysyceniu. Z jednej strony przeszkadza, a z drugiej po manualnym odgazowaniu poprzez sypanie z wysokości bardziej wychodzą braki w ciele.

Koniec minusów? Nope. Alkohol. Piwo naprawdę konkretnie rozgrzewa przełyk i ma lekko wódczany charakter. Może i jest pod tym względem nieco lepiej niż tuż po premierze, ale trudno to nazwać z czystym sumieniem poprawą. Sam finisz natomiast jest całkiem przyjemny - akcenty palone, kawowe, zbożowe, opiekane, uzupełniane taką swojską wiśnióweczką. Całkiem fajny zestaw, któremu brakuje trochę więcej śmiałości, ale kontrę stanowi wystarczającą. 

No i co ja mam z Tobą zrobić? Szkoda, że w Fortunie nie zdecydowali się na wyciągnięcie mniejszej ilości alkoholu z tego ekstraktu. To taki garbaty dzwonnik, w którym czai się coś ciekawego po bliższym poznaniu. Piwo do wypicia, piwo bez tragedii. Może mu posłużyć pobyt w piwnicy, jednak ponownie moim zdaniem wszystkiego nie naprawi. Raczej nie dokupię kolejnej sztuki, żeby to sprawdzić.

Ocena: 5/10

Browar Fortuna
Styl: Russian Imperial Stout
Ekstrakt: 25,0% wag.
Alkohol: 12,0% obj. 
Składniki: woda; słody jęczmienne (pilzneński, czekoladowy, monachijski, karmelowy), ekstrakt słodowy jęczmienny, słód żytni, jęczmień prażony; chmiele (Herkules, Klon-18, Slovianka); drożdże US-05
Najlepiej spożyć przed: 3.09.2020
pasteryzowane

1 komentarz: