sobota, 7 maja 2016

Cztery premiery na Beergoszczy i garść fotek


Byłem w piątek tylko cztery godziny, więc spisywanie jakiejś relacji byłoby chyba nie na miejscu, ale małe co nieco udało mi się przyjąć. Skoro więc festiwal trwa w najlepsze i jest szansa, że się tam pojawicie, to może będzie to dla Was jakaś podpowiedź w kwestii wyboru piwa. Zaznaczam też, że to nie wszystkie nowości, bo możecie jeszcze o nie pytać na stanowiskach browarów Deer Bear oraz Maryensztadt. No to jedziem. 



[Hopium] John Limon 
Styl: American Wheat 
Dodatki: limonka, bazylia 
Ekstrakt: 12,5% wag. 
Alkohol: 5,0% obj. 

John Limon to oczywiście piwko festiwalowe, od którego zacząłem imprezę. 

Pachnie średnio intensywnie i bardzo rześko. Zdecydowanie dominują tu cytrusy i to chyba ze wskazaniem na limonkę. Za nią mamy amerykański chmiel w postaci pomarańczy i czegoś słodszego w stylu mango. Bazylii musiałem się doszukiwać, ale znalazła się gdzieś w tle taka fajnie uzupełniająca zestaw ziołowość. 

Napitek ma średnie ciało i pełnię. Jest szalenie rześko i pijalnie, co zapowiadał już aromat. Dominują cytrusy, ta limonka znowu, która wprowadziła też skromną kwaskowość. Goryczka niewielka, a finisz krótki, z akcentem ziołowym, co zachęca do brania kolejnych łyków. 

Lekko, prosto, w sam raz na festiwal. Dobra robota

Ocena: 7/10 


[Kingpin] Cajaneiro 
Styl: Session IPA 
Dodatki: owoce cajá
Ekstrakt: 11,5% wag. 
Alkohol: 4,7% obj. 

Drugi festiwalowy romans przeżyłem ze świeżynką od Kingpina. 

Aromat zapowiada niezłą ucztę, bo jest bardzo wyrazisty i mocno owocowy. Rządzi dosyć zagadkowa, ale fajniutka nuta, która pochodzi zapewne od owocu caja. Łączy się z nowofalowym chmielem i inhalujemy się taką sałatką z egzotycznych owoców. Ekstra

Smak to już delikatny policzek po tych delikatesach. Początek jest fajnie ugładzony i delikatnie kwaskowy, w sam raz na takiego sesyjniaka, jednak po przełknięciu nadchodzi zdecydowanie zbyt mocna na to piwo goryczka. To tak jakby rzuć skórki cytrusów i później sobie siedzieć z tym posmakiem, bo nie ma co ich kontrować. Kłóci się to z zapowiadaną sesyjnością. 

Mimo wszystko uważam, że warto tego spróbować, ale w mniejszej ilości. Z butelką półlitrową miałbym chyba problem. 

Ocena: 5,5/10 


[Wąsosz/Humalove] Hapan 
Styl: Polish Fruit Sour Saison 
Dodatki: agrest, brzoskwinie 
Ekstrakt: 10,0% wag. 
Alkohol: 4,6% obj. 

Trzecie piwko to Hapan, czyli zakwaszany saison z dużo ilością owoców w składzie. 

Zapach jest śliczny i zaskakująco intensywny. 300 kg agrestu zrobiło robotę, bo zdaje się tutaj dominować. Brzoskwinie chyba też mają w całości swój udział, bo jest jednak słodko, fajnie. Nie czuć póki co, że to kwach, ale nie szkodzi. Chyba nie ma potrzeby doszukiwać się czegoś więcej. 

Piwko jest leciutkie, porządnie nagazowane i orzeźwiające. Dominuje smak kwaśny, ale jednak nie do tego stopnia, żeby wykrzywiać mordę. Dalej trochę słodyczy, przyjemna owocowość od dodatków i znikoma goryczka. Krótki finisz z lekko cierpkim akcentem i już można brać kolejny łyczek. 

Mało tu saisona i osobiście nie nazwałbym go w ten sposób, ale jest i tak świetnie. Idealne na festiwal w takiej pogodzie. 

Ocena: 8/10 


[Pinta] Brett IPA 
Styl: Wild India Pale Ale 
Ekstrakt: 15,1% wag. 
Alkohol: 7,9% obj. 
Goryczka: 70 IBU 

Na koniec ciekawostka od Pinty, czyli ipka na brettach. 

Wetknąć nos do szkła to tak, jakby wejść do stajni. Zdecydowanie dominuje tu spocony koń leżący na sianku. Jest to jak najbardziej ciekawe doświadczenie, ale po dłuższej chwili aromat zyskuje taki trochę nieświeży charakter i szczerze mówiąc nie miałem już specjalnej ochoty wąchać tego piwa. Brakuje też z pewnością amerykańskiego chmielu, bo zaginął gdzieś w tej stajni. Jest może skromna pieprzność i to chyba tyle. Nie jest źle, ale można było liczyć na więcej. Napijmy się. 

Średnie ciało, niezła pełnia, a całość przyjemnie ugładzona, bez agresji. Byłem w lekkim szoku, jak przed chwilą sprawdzałem parametry, bo nie czuć tu tego woltażu. Jest tu nieco słodyczy, a słód pszeniczny w przyjemny sposób miesza się z chmielem. Są zapowiadane gruszki, jest mango, jest cytrus i znowu trochę przypraw. Goryczka średnia i przechodząca w przyjemny, wytrawny finisz. Ta stajnia trochę się odzywa właśnie na końcu i nadaje piwu ciekawego charakteru. 

Nie powiem, że zakochałem się w tym piwie, ale smakowało mi. Aromat może bym zmienił, poza tym weszło z przyjemnością. 

Ocena: 7,5/10 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz