W miedzińskiej piwniczce zaczęło robić się ciasno, a większość piw dojrzewa tam już ponad rok, więc postanowiłem zrobić małą kontrolę.
Na pierwszy ogień poszedł porter bałtycki od Perły. Swego czasu piwo okazało się sporą niespodzianką od browaru, a moje egzemplarze to chyba jeszcze pierwsza warka. Solidny ekstrakt i w teorii prawilny reprezentant stylu, który w wersji świeżej okazał się nieco zbyt słodki i alkoholowy.
Podobnymi problemami cechował się zresztą Primator Double z czeskiego browaru regionalnego Náchod. Potężne piwo okazuje się też trudne do zaszufladkowania i przypisuje mu się różne style, bo np. RateBeer klasyfikuje go jako doppelbocka, ale już na etykiecie w polskim tłumaczeniu widnieje porter. Mniejsza o to, bo i tak wydaje się świetnym kandydatem na leżak.
Trunki trafiły do piwnicy jakoś w marcu/kwietniu roku 2015, kiedy to zaczynałem przygodę z leżakowaniem. Żeby nie było wątpliwości dodam też, że nie obaliłem ich na jednym posiedzeniu ;)
[Perła - Browary Lubelskie] Perła Porter Bałtycki
Ekstrakt: 22,0% wag.
Alkohol: 9,2% obj.
Skład: nie sprecyzowano
Data przydatności do spożycia: 4.12.2015
pasteryzowane
Ze wszystkich Perełek najładniej zapakowany jest moim zdaniem koźlak. Porter jak na koncernówkę też jako tako się prezentuje. Flaszeczka 330 ml, kapsel dedykowany piwu, etykieta i krawatka w przyjemnych barwach, choć na nienajlepszym papierze. Kontra to krótki i zachęcający opis trunku oraz podstawowe informacje.
Piwo z pewnością nie należy do najlepiej wyglądających porterów. Barwa dosyć jasna, brązowa, a pod światłu już praktycznie rubinowa. Wydaje się klarowne. Piana spora, ale nieprzyjemnie dla ucha sycząca i niewygodnie dla oka dziurawiąca się. Po chwili nic po niej nie pozostaje. Cóż...
Do nosa dochodzą przede wszystkim wyraźne akcenty utlenienia - śliwki, rodzynki, może trochę wiśni. Po chwili zostaje to polane solidną porcją słodkiej czekolady, karmelu, a gdzieniegdzie przemyka też trochę lukrecji i kakao. Głównie skojarzenie to jednak świeże owoce w polewie czekoladowej. Bardzo fajnie.
Solidne ciało i przyjemna gęstość, której brakowało mi choćby w ostatnim imperialnym stoucie. Nagazowanie średnie, ciut za wysokie, więc warto trochę pobełtać trunkiem. Piwo zdecydowanie deserowe, słodkie, pełne. Sporo czekolady, lukrecji, kakao i karmelu, a na drugim planie te owoce, które głośno dawały o sobie znać w aromacie; chyba głównie śliwka. Goryczka skromna, taka z ciemnych słodów i z nutą alkoholu, który jest absolutnie akceptowalny. Finisz półsłodki, długi i kakaowy, choć pojawia się też subtelna cierpkość i kawowa paloność.
Naprawdę fajny porter. Aromat bardzo się wzbogacił, alkohol prawie nie przeszkadza, a wyraźna słodycz stała się jakby bardziej szlachetna i nie sprawia bólu. Wciąż nie jest to może topka, ale wypiłem z dużą przyjemnością. Jeśli macie egzemplarz na leżaku, to bądźcie spokojni.
Ocena: 7,5/10
[Pivovar Náchod] Primator Double 24%
Ekstrakt: 24,0% wag.
Alkohol: 10,5% obj.
Skład: woda; słody (jęczmienny, pszeniczny); cukier; chmiel
Data przydatności do spożycia: 29.01.2016
pasteryzowane
Primatory wyglądają dosyć topornie (niekoniecznie brzydko) i nie inaczej jest w tym przypadku. Prosty kapsel dedykowany piwu, sreberko na szyjce, etykieta bez polotu. Całość jest w szyku, estetyczna, jednak brakuje po prostu jajec. Najbardziej nie podoba mi się to duże 24%, które ma chyba przyciągnąć spragnionych wrażeń Januszy. Przyznam bez bicia, też kiedyś myślałem, że to woltaż.
Piwko jest brunatne i stosunkowo przejrzyste. Zdobi je średnia, kremowa pianka, która nie prezentuje się źle, choć jednocześnie chudnie w oczach. Znika po chwili całkowicie i do tego czasu nie pali się do oblepiania szkła.
Z butelki uderza mnie bardzo fajny aromat kawy, który jednak po przelaniu do szkiełka gdzieś zanika. Robi się nieco winnie, owocowo, a za tło robią skórki ciemnego pieczywa, posłodzone kakao, orzechy oraz karmel. Może trochę rodzynek, odrobina coli. Średnia intensywność, a całość może nie bardzo przyjemna, ale w sumie ciekawa. Na niewielki plus.
Piwo jest MEGA słodkie i to uderza już od pierwszej sekundy. Poziom Double Trouble, choć tu jest oczywiście bardziej cukrowo niż mlecznie. Przywodzi mi to na myśl kawę posłodzoną do tego stopnia, że już nie czuć w niej kawy. Po chwili trzymania trunku w ustach można wyłapać trochę karmelu i ciemnego pieczywa. Pełne w smaku, średnie w cielesności. W obliczu braku konkretnej gęstości znikome nagazowanie trochę przeszkadza. Goryczka nie istnieje, ale z drugiej strony nie wychodzi też alkohol, więc mamy szczęście w nieszczęściu. Aftertaste równie słodki co początek i równie nieskomplikowany. Aż zęby bolą.
Ultradeserowe piwo, które z czasem chyba tej słodyczy jeszcze zyskało. Fajnie schował się alkohol, ale czy wypiłem je z przyjemnością? Nie do końca, choć powolutku wchodzi. Na dwie osoby. Rozczarowanie, przy czym jakiejś rewelacji też się nie spodziewałem.
Ocena: 4/10
Sprawdź to:
[Czarnków] Eire Noteckie przeterminowane o rok
naprawde dobre
OdpowiedzUsuń