Uwarzone w Browarze Zodiak
Styl: Double Black IPA
Ekstrakt: 17,5% wag.
Alkohol: 8,0% obj.
Goryczka: 80 IBU
Skład: woda; słody (pilzneński, Pale Ale, karmelowe, ciemne); cukier; chmiel (Mosaic, Centennial, Citra, Cascade); drożdże US-05
Data ważności: 31.12.2016
Deadwood to amerykańskie miasteczko położone w Południowej Dakocie. Założono je bezprawnie na terytorium Indian w XIX w. po odkryciu w tamtejszych okolicach złota. Prostytucja oraz hazard rozkwitły tam bardzo szybko, ale złą reputację przynosiły miastu przede wszystkim liczne morderstwa, które często uchodziły płazem. Gdy skończyła się gorączka złota, Deadwood przekształciło się w spokojnie miasteczko górnicze z potencjałem turystycznym (restauracje, kasyna) i chyba w takiej postaci istnieje do dziś. To takie streszczenie artykułu z wikipedii, ale wielu z Was zapewne zna miejscówkę z całkiem niezłego serialu.
Trochę się z Faktorią ostatnio mijałem, jednak widząc tego bad boya w Tesco nie mogłem się nie skusić. Pamiętny Bass Reeves jest chyba najlepszym Black IPA, jakie piłem z rodzimego podwórka, więc nawet jeśli Deadwood miałoby oznaczać po prostu jeszcze więcej tego samego, to będę w siódmym niebie. Stosunek ekstraktu do alkoholu sugeruje, że może być dosyć wytrawnie, co oczywiście szanuję, a 80 IBU powinno już głośno dawać o sobie znać. Piwa z tej serii w ogóle bardzo cieplutko wspominan, a browar darzę naprawdę sporym zaufaniem. Cieszę się, że wracam na Dziki Zachód i mam nadzieję miło spędzić tam wieczór.
Co do etykiety, to wyczuwam jednak niewielki regres. Tzn. jest jak najbardziej w klimacie poprzedników, ale średnio mi pasuje kolorystycznie i wygląda jakoś tak... taniej. Takie odczucie, nic szczególnego. Na froncie logo browaru, nazwa piwka oraz morskie opowieści, które widziałbym w bardziej fikuśnym foncie. Lekko koślawa kontra w stylu Radugi to info o trunku, skład, polecane potrawy itd. Nie widzę informacji o pasteryzacji i filtracji - dziwne. Jest więc pomysł, ale wykonanie jakby na szybciocha.
Dużo lepiej prezentuje się samo piwo. Ciemnobrunatna, lekko przejrzysta w nóżce barwa oraz solidna czapka beżowej piany o zgrabniutkiej budowie. Nie opada zbyt szybko i pozostawia wyraźną koronkę na ściankach szkła. Kiedy kończysz cykać fotki i nadal widzisz pianę, to wiedz, że jest dobrze.
Pachnie to po amerykańsku. Jest zdecydowana dominacja chmielu w postaci świerku, żywicy, słodkiej pomarańczy wraz ze skórką, mango, ale również zaznaczona podstawa słodowa w postaci takiego biszkoptu. Wspaniała, wyrazista kompozycja, choć na razie bez ciemnych akcentów. Mieszam więc i mieszam, jednak nadal chmiele nie dopuszczają do głosu czekolady i innych. Dopiero po solidnym ogrzaniu wychodzi takie suche, ciemne pieczywo z dużą ilością słonecznika i innych ziarenek. Bez wątpienia zwiastuje to jednak Black IPA, a nie American Stout.
Pierwszy łyk przynosi średnie ciało i przyjemną gładkość, bo oszczędnie to nagazowano. Dosyć pełne i nie tak wytrawne, jak oczekiwałem. Raczej bliżej mu do półsłodkiego, przy czym dominują znowu tropiki z chmielu, słodkie owoce, cytrusy, ale iglaki już się gdzieś zmyły. Słód obecny, przy czym ponownie jest jaśniej, takie ciasto i trochę karmelu. Goryczka wyczuwalna, choć liczyłem na mocniejszą. Mimo wszystko przyjemna, krótka i cytrusowa - fajnie. Aftertaste już odważniej skręca w stronę wytrawnego i skórka pomarańczy całkiem długo miesza się tu z kakao i czarną kawą. Wysoka pijalność, w ciemno nie powiedziałbym, że to double.
Bardzo fajne piwo. Nie oferuje więcej niż ten Bass Reeves, ale nadal robi wrażenie i szalenie dobrze wchodzi. Bierzta i pijta z tego wszyscy.
Ocena: 8/10
Sprawdź to:
[Profesja] Kominiarz - Recenzja piwa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz