Bóg w swym miłosierdziu uczynił człowieka pięknym i ponętnym, na własny obraz i podobieństwo, moja zaś postać jest plugawą odmianą twej własnej, tym straszliwszą, że tak bardzo do niej podobną.
Mary Shelley - Frankenstein
Styl: India Pale Ale
Ekstrakt: 15,0% wag.
Alkohol: 6,1% obj.
Goryczka: 80 IBU
Pasteryzowane, niefiltrowane
Kolor: Soczysty bursztyn z wyraźną mgiełką [2/2]
Piana: No tutaj Rebelianci się nie popisali. Kilka bąbli i
tyle, nawet nie ma czego wymuszać [0,5/4]
Zapach: Dosyć wyraźny i słodki. Są owoce tropikalne, jakieś
mandarynki, marakuja, mango, brzoskwinia. Wyczuwalna jest też taka różowa
landryna, a za nią karmelki, biszkopt. Niektórzy skarżą się na DMS, jednak mi
nic takiego nie wpadło do nosa. Ogólnie okej, może się podobać [13/17]
Smak: Średnie ciało, półsłodkie. Tropikalne owoce walczą o
pierwszy plan ze słodowością, karmelem i cukierkami. Trudno wskazać
jednoznacznie, co tu dominuje. Mam pewne skojarzenia z lekko posłodzoną herbatą
z cytryną. Goryczka średnia, a'la skórki cytrusów. Przyjemna, choć nie czuć tych
80 IBU. Finisz bardziej wytrawny i wydaje się jakby pełniejszy, bardziej
agresywny. Jest grejpfrut, lekka ziołowość, skórka od chleba. Na początku
brakuje trochę pełni, lepszego balansu. Nie uderza też jakoś mocno nowofalowymi
chmielami, ale moim zdaniem nie musi i podoba mi się to, co oferuje tu słód.
Dobra pijalność. Fajne jest [15/21]
Wysycenie: Ciut za niskie [3/4]
Opakowanie: Jak w przypadku Pijaka, czyli niby fajnie, ale
dałoby się to trochę podrasować. Morskie opowieści też widziałbym inaczej, bo
pozszywaną z wielu części ciała postać Franka powiązałbym jakoś z naprawdę
długim składem owego trunku. No i styl nie jest sprecyzowany (po prostu Ale)
[1/2]
Podsumowanie: Pijak podszedł mi na pewno bardziej. Jest tu
co poprawić, choć nadal pije się z dużą przyjemnością. Wspierajcie Rebelię, bo
jest potencjał.
Ocena końcowa: 6,9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz