niedziela, 28 lutego 2016

[Piwoteka] Potężny Pinkus - Recenzja piwa

Uwarzone w browarze Księży Młyn 
Styl: Podwójny Weizenbock 
Ekstrakt: 18,5% wag. 
Alkohol: 7,0% obj. 
Skład: słód pszeniczny, słody jęczmienne (pilzneński, wiedeński), chmiel (Magnum), drożdże WB-06 
Data ważności: 20.04.2016 
pasteryzowane 


W miarę świeża Piwoteka. Kilkukrotnie wspominałem już, że łódzki browar cienię i rozglądam się za wszystkimi nowościami, toteż nie mogłem odmówić sobie Pinkusa. Panowie lubią eksperymentować, co udowadniali niejednokrotnie, jednak tym razem zdecydowali się na klasycznego koźlaka pszenicznego. No, może na sterydach, ale jednak śledzi w składzie wyjątkowo nie widzę. Nazwa odnosi się do postaci cenionego Łodzianina. Mieczysław Pinkus był handlowcem żydowskiego pochodzenia i właścicielem nieruchomości, któremu miasto zawdzięcza jedną ze swoich najbardziej atrakcyjnych kamienic. Przejdźmy jednak do opakowania. 

Nie chcę się znowu powtarzać, no ale uwielbiam tę stylówę. Czarne tło i specyficzna grafika wypełniona tekstem w różnych fontach. Nie trzeba wiele, żeby błyszczeć na sklepowej półce. Jest oczywiście przybliżenie sylwetki bohatera etykiety, jest opis stylu, skład i mnóstwo dodatkowych informacji. Papier wciąż z tych przyjemnie śliskich, choć tym razem da się zauważyć pęcherzyki powietrza, którym jakoś udało się wkraść pod spód w trakcie naklejania. Całość zdobi biały kapsel i nawet tu pasuje, choć czarny byłby chyba lepszy.

W szkle mamy trunek w kolorze ciemnego bursztynu i o całkiem niezłej klarowności. Zdobi go spora czapa kremowej piany, która jednak syczy niemiłosiernie i szybko opada do zera. Koronki nie ma, bo jak skończyłem sesję fotograficzną nie było już czym koronkować. Nie piłem zbyt wielu weizenbocków, ale chyba wszystkie się tak zachowywały. Może taki styl?

Już z butelki w nozdrza uderza karmelowo-bananowa słodycz. Jest to przyjemne, choć z pokala inne aromaty nieco ją ugładzają. Wychodzi goździk, dodający całości nieco bardziej szlachetnego charakteru, ale również taka rześka, soczysta śliwa. Szukam jeszcze jakiegoś ciasteczka czy pieczywa i rzeczywiście pojawia się taki spód od ciasta. Nie zjarany czy osmolony, bo to by tu nie pasowało, ale po prostu prawidłowo upieczona drożdżówka. Starczy? Starczy. Można pić.

Pinkus jest zdecydowanie słodki i treściwy; czuć tu ten ekstrakt. Nagazowanie poniżej średniego, a więc pasuje. Dominuje ponownie karmel z bananem, a i śliwka z rodzynką głośniej się odzywają i nie pozwalają całości zbytnio zamulać. Goździk gdzieś mi przepadł, no ale trudno. Dalej trochę chleba i orzeźwiającej kwaskowatości, ale też takie jakby muśnięcie dymu. Nie do tego stopnia, żeby pomylić to z Rauchbockiem, ale jednak owoce sprawiają wrażenie lekko łokopconych. Goryczka niska, czego należało oczekiwać, i trochę alkoholowa. Akurat to rozgrzewanie wyjątkowo tu się wkomponowało i dodaje trochę szlachetnej likierowatości. Finisz owocowy; moim zdaniem nieco za krótki i za mało wyrazisty. Całkiem niezła pijalność, jak na te parametry.

Jak już wspominałem nie piłem wielu weizenbocków, jednak Pinkus moim zdaniem przebija choćby Podróże Kormorana i Córę Koryntu. Trochę się tu dzieje, a całość ma stosunkowo rześki charakter dzięki wyraźnej owocowości, co z kolei podnosi pijalność. Doceniam kunszt piwowarów i fanom stylu mogę śmiało polecić.

Ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz